Film opiera się w zasadzie na dwóch rolach, Meryl Streep i Hoffmana. Ale za to jak zagranych. Oboje są genialni. Film sam w sobie jest dobry ale myślę że reżyser trochę sobie odpuścił. Za mało tu według mnie jest pokazane życie wewnętrzne sióstr na czele których stoi Meryl Streep. Jej konflikt z księdzem którego słusznie podejrzewa o molestowanie jest ukazany jak dla mnie w sposób trochę stonowany. Za mało tu ognia. Przydała by się jeszcze jedna może dwie sceny w których ich słowny konflikt przybrałby na sile. Po za tym nie można się czepiać. Już dawno poza Glengary Glenn Rose nie widziałem tak trzymających film dialogów.