Pierwszy raz obejrzałam wszystkie 3 części w wersji reżyserskiej i zupełnie inaczej odebrałam całość. Po pierwsze, Faramir to już nie chamski wódz, ale (zgodnie z oryginałem) ma w sobie szlachetność.
Po drugie, wiele kwestii jest wyjaśnionych, co zdecydowanie ułatwi odbiór osobom, które nie czytały książki. Choć prawda jest taka, że jeśli ktoś nie czytał, to nie będzie go obchodziło, co i skąd się w filmie bierze, a skupi się na widowisku. I popieram, bo film wymiata. To nic, że ocieka patetycznością, długimi i pięknymi mowami. Właśnie tak miało być. Właśnie tak się pokazuje w filmie męstwo, honor, dążenie do celu.
Co do postaci, to też jest tak, jak musiało być: krasnolud - lekko gburowaty, czarodziej Gandalf - sypie radami z rękawa, przyszły król Aragorn - wszędzie go pełno i zawsze wszystkich ratuje, elf Legolas - marzyciel, jakby trochę nieobecny. Właśnie kreacja Bloom'a podobała mi się najbardziej. Za każdym razem jak pojawia się Legolas, to coś na ekranie błyszczy.
Coś, czego nie mogę w filmie przeboleć, to nagłe siadanie akcji przy przenoszeniu się do innych uczestników wydarzeń. Jest sobie bitwa, jest naprawdę ostro, a tu nagle idą Entowie i wszystko hamuje. Paradoksalnie, wbrew pierwowzorowi książkowemu, gdyby nie historia Froda idącego do Mordoru, to Dwie Wieże i Powrót Króla, byłyby dużo ciekawsze;)
Polecam. 9/10 za całość.