Władca Pierścieni: Powrót króla

The Lord of the Rings: The Return of the King
2003
8,4 556 tys. ocen
8,4 10 1 555564
8,1 65 krytyków
Władca Pierścieni: Powrót króla
powrót do forum filmu Władca Pierścieni: Powrót króla

Widząc liczne próby, często zupełnie chybione, by odnaleźć jakieś przesłanie w filmie postanowiłem dorzucić moje trzy grosze, choć może nie odkryję Ameryki mówiąc znane i oczywiste (dla rozeznanych w temacie) rzeczy.

Nie czuję się na tyle kompetentny, by być w stanie udzielić wyczerpującej (czy choćby poprawnej) odpowiedzi na pytanie o przesłanie filmu. A udzielanie niepełnej odpowiedzi uważam za uchybiające jego niepodważalnej wartości. Mimo to będę na tyle arogancki, by mając półkę zastawioną przeczytanymi interpretacjami powieści Tolkiena, uważać, że posiadam niejakie rozeznanie w tej materii (choć dalekie od doskonałości, niestety!).

Podobnie jak powieść, nie sądzę, by został on stworzony, by nieść jakieś szczególne, zaplanowane, i starannie ukryte pojedyńcze przesłanie.
Bazuje on natomiast na dziele, które, w swej dogłębnie przemyślanej strukturze, stanowi bogate źródło i szerokie pole do interpretacji na wielu płaszczyznach. O nich to napisano już wiele książek, których objętość przekracza już całokształt pracy Tolkiena (nie liczę tu 20-tomowej Historii Śródziemia). Lecz nie muszę tu wykazywać ani przytaczać argumentów i przykładów na istnienie, czy prawdziwość "przesłań" zawartych w dziełach Tolkiena. Kto chce, ten je znajdzie, kto nie potrafi, a wyraża chęć ich odkrycia - ma do dyspozycji owe opracowania. Lecz Tolkien wolałby by czytelnik sam interpretował jego opowieść i odpowiednio do swej wiedzy i umiejętności wyciągał z nich te, czy inne wnioski.

Ponieważ film oparty jest na opowieściach Tolkiena i zachowuje w dużej mierze ducha i sens tych opowieści, można, i należy patrzeć nań przez pryzmat książki, dzięki czemu nabiera on pełniejszego wymiaru. Muszę przyznać, że większość widzów wyciąga przezabawne wnioski kierując się jedynie z gruntu niekompletną wizją Petera Jacksona, który sam zdawał się nie być do końca świadomy ogromu ewentualnych przesłań, czy interpretacji materiału, do ekranizacji którego się zabrał (Podobnie jak Tolkien, którego dzieło przerosło).

Lecz, by nie mówiono, że nie przytoczyłem żadnych własnych interpretacji przesłań filmu, oto kilka moich:

Władza a tym bardziej władza absolutna - jest złudna i prędzej, czy później wymknie ci się z rąk gdy ją wreszcie posiądziesz.

Należy stawiać czynny opór i przeciwstawiać się otaczającemu nas złu i niegodziwości. Stojąc z założonymi rękoma i patrząc jak na naszych oczach rośnie tyran, który "na szczęście" prześladuje kogoś innego, nas omijając - uważajmy bo w końcu i nas podbije.

Nawet najmniejsza istota, zwykły szary człowiek, może wiele zdziałać... lecz nie samotnie. Bez wiernego przyjaciela i podpory - któż poda nam rękę gdy upadniemy tracąc cel sprzed oczu?

Poświęcenie życia za przyjaciół i słuszna walka o najwyższe wartości - nawet w obliczu nieuchronnej śmierci - to postawa godna naśladowania.

Zło może świętować zwycięstwo jedynie chwilowo - ostateczny tryumf Dobra jest nieunikniony.

W Człowieku tkwi piękno elfów, którzy dawno już odeszli (można upatrywać w nim Bożą Iskrę, zdolność do tworzenia pieknych rzeczy) symbolizowane w filmie przez syna Aragorna i Arweny, w którym jednoczą się cechy elfów i ludzi. Dzięki niemu cechy elfów wciąż żyją w nas. Posłuchajcie muzyki Mozarta, oberzyjcie dzieła Michała Anioła - Elfy są wciąż wśród nas.

Okazywane miłosierdzie przyniesie wreszcie owoce.

Szanujmy przyrodę, by świat nie stał się odbiciem Czarnego Kraju...

Droga wyrzeczeń i poświęcenia jest największym bohaterstwem, drogą do zbawienia.

I tak dalej... etcetera...

Oczywiście zakładam tu podejście na wskroś chrześcijańskie. Komu obce są podobne wartości, nie dojrzy prawdopodobnie większego sensu (poza pożałowania godnym eskapizmem) w filmie czy w powieści Tolkiena.

Co do tematu szczęśliwego zakończenia (Zło pokonane, wszyscy szczęśliwie wrócili do domów...). Zakończenie nie jest bynajmniej szczęśliwe. Jest wręcz przerażająco tragiczne w swym znaczeniu, jeżeli spojrzy się na nie z szerszego punktu widzenia. Historia nie kończy się na brzegu morza. "Zostało jeszcze kilka stronnic" mówi Frodo przekazując księgę ze swoją historią Samowi. To Sam ma ją dokończyć, to *my* zapisaliśmy, i wciąż piszemy zakończenie tej opowieści, która przeniknęła naszą historię. Kto twierdzi, że żyjemy w szczęśliwym zakończeniu?

Pewnego razu jechałem autobusem jedną z ulic miasta. I zobaczyłem coś, co tak mną wstrząsnęło, że wciąż mam dreszcze.. Otóż na horyzoncie zachodziło czerwone Słońce - a na jego tle widniały złowieszcze sylwetki dymiących kominów fabrycznych, sceneria, której sam Sauron by pozazdrościł. Wyglądało to bardzo podobnie do widoku jego wieży i Dymiącej Góry Ognia które ujrzały Wojska Zachodu po otwarciu Czarnej Bramy. Ale ja widziałem to naprawdę. Mordor wciąż istnieje, a my go zaludniamy, niedostrzegając cienia, który nas otacza, i przed którym ostrzegał nas Tolkien - głos wołający na pustyni.

To tylko kilka nieuporządkowanych myśli i mój punkt widzenia, który ośmieliłem sie tu przedstawić, nie licząc specjalnie na zrozumienie. Kto nie wierzy, że żyjemy w Mordorze niech policzy posty orków, którzy się nieuchronnie wpisują w każdym temacie na tym forum i na wszystkich innych. Gdy zabraknie rąk do liczenia - użyjcie nóg, gdy i tych zabraknie - zaczniecie wyrywać sobie włosy z głowy i rozdzierać szaty za zgrozy (ach, to już nie w modzie, teraz poszarpane jeansy so cool, czyż nie?) :)

Ja osobiście wciąż czekam na powrót Króla.

A teraz moim zdaniem jedno z najważniejszych przesłań filmu:

"There is *always* hope!"

Namárië!