Zacznę może od końca...czyli oceny 9/10. I to z prostej przyczyny: pierwszy raz wyszłam z kina, po owej ekranizacji, bez poczucia ogromnego niedosytu i niezadowolenia. Pierwsze dwie części doceniłam dopiero po pewnym czasie. No cóż, ta jest najlepsza. Nienawidzę bowiem zmian szczegółów (karygodnych i w Drużynie i Wieżach), gdy się robi ekranizację wierną niewolniczo ( a tak Jackson dwa razy postąpił)...za to nie przeszkadza mi zmiana partii całych. A to natomiast zrobił tutaj To jego osobista wizja Tolkiena, którą ja akceptuje w pełni. Na tyle że nawet pterodaktyle (nazgule) mnie nie raziły. Oczywiście Gollum nadal mej wizji nie odpowiada...jak również Gandalf dzielący laską namiestnika, a potem biegnący w bitwie...budzi wesoły śmiech. Oczywiście. Element niewybaczalny to zmiana tej postaci (ojca Boromira) ...nie wiem czemu miał służyć zabieg przekształcenia inteligentnego szaleńca w głupka, zachowującego się jak prosiak.
Ale nic to...Na tle części poprzednich ta to geniusz. Trudno bowiem Drużynę zekranizować, albowiem to jedna z najidealniejszych książek na świecie, Dwie Wieże są ekranizacją wesołą...cóż przebija popisy Legolasa bowiem? :) Czy jest szansa? Elf myślący że jeździ na deskorolce...tylko czapeczki mu brakowało i szerokich spodni. Tak, jeden z niewielu przykładów, nie najważniejszy, ale najjaskrawszy. W trójce nie ma tego, nie ma zmian szczegółów, jest ogromny rozmach. Jackson zrobił to co Polański z Makbetem. Dzięki temu mój sceptyzm odszedł (poprzednim dawałam 7/10 o ile pamiętam), został zniwelowany i kino odwiedzę jeszcze 2 razy przynajmniej w celu obejrzenia tej części (ah- plus maraton Enemefu oczywiście zaplanowany mamy:>>):). Kolega co prawda ma rację- połączył tu Jackson szczegóły książkowe z własna wizją, co prowadzi do niekonsekwencji...ale to są naprawdę niewiele znaczące kwestie! To co mnie nie zadowala mogę wyliczyć na palcach jednej ręki...a w dwóch poprzednich częściach mogłabym pisać epopeje ( nie myślę nawet co napisaliby maniacy tolkienowscy, których znam:):) ) W Powrocie króla zrobiła na mnie ogromne wrażenie wizualna strona, jak również muzyka. Gdy Eowina stoi przed bitwą wśród żołnierzy...można poczuć ów klimat, napięcie. W tej części łatwo wczuć się w bohaterów, co nie było możliwym dla mnie w poprzednich. Mroczniejsza niż poprzedniczki, w każdym razie bardziej drastyczna, co jednak wychodzi filmowi na dobre (bo nazgul- pterodaktyl na tle lazurowego nieba z części drugiej doprawdy strasznym jest) Chociaż...przeżyłam dwa momenty grozy gdy Frodo stał nad przepaścią... bałam się że zmienione zostanie cudowne zakończenie- czyli to dzięki czemu książka nie jest płytka opowiastką- ludzki gest włożenia go na palec. Przegrywa. Na szczęście zostało to zachowane. Ze zmian podobało mi się iż Aragorn ukląkł przed całą czwórka, bo to niweluje patetyzm i nie przypisuje roli zbawiciela tylko jednemu z hobbitów (był powiernikiem pierścienia, ale on też zniszczył prawie całą misję).
Drugi moment grozy- to gdy Aragorn przyjmuje koronę.. obraca się...i tylko czekałam aż wybiegnie z tłumu Arwena, rzucając mu się na szyję. Nic takiego miejsca nie miało, na szczęście. Wszystko jest zrównoważone. Chyba bardziej jeszcze mi się by podobało, jakby Jackson był konsekwentny i się zdecydował czy postawi na całkiem własną interpretacje, czy też pójdzie drogą swych poprzednich ekranizacji Tolkiena. Ale i tak chwali się iż zmienił swe podejście. Świetna wariacja na temat Powrotu króla wiec mu wyszła! Brawa!!