obejrzałam ten film i, pomimo że jestem wielką fanką książki, zupełnie mi się nie spodobał. z tego też powodu nie wracałam do niego aż do dzisiaj.
i muszę przyznać, iż "powrót króla" to doskonały przykład na to, jak zakończenie może zepsuć cały obraz. w pewnym momencie wystraszyłam się, że frodo i sam naprawdę się pocałują na przystani.
poza tym, ja wiem, film prezentuje niesamowite zdolności komputera. i dobrze. bez efektów w ogóle bym "władcy pierścieni" na ekranie nie zobaczyła. ale niestety bohaterowie zostali, podobnie zresztą jak w części 2, zamienieni na bardziej sympatycznych, zabawnych - z gandalfem konie graść, a gimli i do tańca, i do różańca. nawet orkowie, ku uciesze rzeszy czternastolatków, zapobiegawczo odsuwają się od dowódcy, na którego ma spaść głaz. o miałkości froda nie wspomnę.
rzecz jasna istnieją też pozytywy. są nimi właśnie efekty specjalne - sceny batalistyczne, olifanty, budynki najróżniejszej maści. co prawda znalazło się także kilka lapsusów - zielony glut zalewający wojska mordoru zamiast porządnej armii i, co najbardziej rzuciło mi się w oczy, rozpadające się mury minas tirith, wygladąjace nawet nie jak kartonowe, ale niczym wykonane z pudełek od zapałek.
ale dalej o plusach... hmmm... ja myślę, że aktorzy wykonali dobrą robotę (oprócz wooda oczywiście). zdecydowanie najbardziej podziwiam rhys-daviesa - grać z taką grubą powłoką na twarzy to prawdziwa sztuka.
p.s. skojarzenie - bójka w minas morgul wyglądała swojsko, podobnie do walk pseudokibiców ;)