...ale moim zdaniem mocno zaczyna bić dopiero pod koniec. Wcześniej to zaledwie poprawny film sportowy, " o kolejnym twardzielu bez serca, który nie potrafił kochać.", bez pierwiastka oryginalności, który trzymałby przy ekranie. Mam też zarzut do gry De Niro, bo i ile od momentu przybrania tych kilku kilogramów wypada rewelacyjnie, tak wcześniej jest jakby niemrawy, ospały nie widać w jego oczach żądzy walki i tytułowej "wściekłości", ale cóż, to tylko moja opinia.
Tak do wiadomosci, dobrze jest wiedziec ze to film oparty na biografii. Jake laMotta ... mowi to cos ?
No Jezu Chryste, ale każda biografia wymaga ciekawego przedstawienia, jedną historię można opowiedzieć na tysiąc sposobów, nie jest tak ?