Wielka kreacja Roba De Niro, który wcielił się w rolę agresywnego boksera o niejasnych motywacjach. Jest on jednocześnie godnym pożałowania brutalem (w dodatku upierdliwym), ale też trudno nie współczuć mu tego krzyża, jakim była jego nienormalna psychika. Z tego względu, przypomina La Motta innego bohatera granego przez De Niro - Travisa Bickle`a z "Taksówkarza" - również dzieła Scorsese. Obu łączy ta niepohamowana żądza "czyszczenia" - jednego ringowych przeciwników, drugiego - uliczne szumowiny. Obaj w jakimś sensie są niczym boska kara dla grzeszników, tyle że obaj wpadają w pułapkę przemocy i nie potrafią się z niej wydostać.
Od strony technicznej film nie zestarzał się ani trochę - czarno-białe zdjęcia Chapmana są najwłaściwszym środkiem do pokazania tej historii. Drugoplanowe role, w których wybija się oczywiście Joe Pesci, są również bardzo dobre. Końcowe napisy z Biblii świadczą o tym, że jest to pewnego rodzaju spowiedź La Motty, choć przecież nie słychać jego głosu zza kadru - po części zapewne jest też tu coś z samego Scorsese. Tak czy inaczej - trzeba zobaczyć, ale ostrzegam, że nie jest to krzepiąca opowiastka w stylu "Rocky`ego".
9,5/10.