Dzisiaj powtórzyłem seans z przed roku i muszę przyznać, że film podobał mi się jeszcze bardziej niż wtedy. Ciekawa historia, oraz krok po kroku ujawniany dramat głównego bohatera, wciągają z każdą minutą coraz głębiej. Ta, jak to nazwałem w temacie, filmowa "przypowieść" jest doskonałym studium nad ludzką samotnością, a także potrzebą miłość do drugiej osoby. Tak naprawdę historia jest tu tylko pretekstem do ukazania nieszczęścia Ryana, i trzeba przyznać, pretekst to nie byle jaki. Świetne role trzech głównych aktorów, zdjęcia, muzyka. Lekko komediowy charakter potęguje 'tragizm' losów Binghama, a zakończenie sprawia, że człowiek naprawdę współczuje głównemu bohaterowi.
Polecam.