Dopiero siedząc w fotelu, gdy film trwał już dobre 10 minut, uświadomiłem sobie, co by było w nim mile widziane. Wyjaśnienie, po co w ogóle istnieje taki zawód, jak zwalniacz. Już na wstępie jest wyjaśnione, tonem pogardy, że oni wyręczają tchórzy nie mających odwagi sami zwolnić swoich podwładnych. Niestety, na tym koniec. Potem są już tylko mętne ochłapy rzucone na odwal się, w stylu: „pomagamy im zacząć nowe życie” czy „rzucamy ich na głęboką wodę dając sygnał, gdzie mają płynąc”*. Zmarnowanie interesującego tematu. Na szczęście, nie w całości.
Bezbłędnie wykorzystano personę Ryana Binghama – człowieka, który spędza w podróży 320 dni w roku, i temu podporządkował cały swój system. Idealnie odnajduje się w świecie kart lojalnościowych, małych buteleczek czy procedur przy bramce. Wszystko działa u niego jak w zegarku, łącznie z jego filozofią (według której każdy z nas ma plecak, w którym nosi cały swój materialny jak i towarzyski dobytek życia). Styl jego pracy i styl jego życia to całkowita jedność. Do czasu.
Trudno jednoznacznie stwierdzić kiedy to następuje – ale pojawia się wątpliwość. Wrażenie, że czegoś w tym brakuje. Może to Natalie i jej sms były pierwszym sygnałem. Może kolejne spotkania z Alex. Małżeństwo siostry? Może wszystko naraz, a może to był ciąg wzajemnie się napędzający (efekt domina). Ryan stara się wykorzystać szansę. Tak, wolałbym inne zakończenie. Bardziej optymistyczne. A póki co muszę zadowolić się tym, że chłop będzie żył dalej. Że to go nie zniszczyło (piękne zdanie na koniec, o gwieździe).
Aktorsko, zaskoczenie. Dziewica drze się (piszczy) na środku holu, Clooney wykonuje dobrą robotę a Farmiga ma dobrego fryzjera. I wszyscy po nominacji dostali.
Muzycznie, jestem na nie. Zaczynając od topornej piosenki na początku na pojedynczych dźwiękach kończąc. Nie wiem, jaki to miało wprowadzić nastrój. Nie było w tym uczucia. Brzmiało, jakby każdy utwór pojawiał się w nieodpowiedniej scenie (tudzież filmie). Dźwięk nie współgrał z obrazem.
7/10
* moja parafraza.
"Tak, wolałbym inne zakończenie. Bardziej optymistyczne."
Garret to Ty? Nie dawaj nikomu hasła na konto. Serio ;)
O, na tym też już byłeś? :)
Ty lepiej nie pie*dol, tylko rzucaj dwa zdania o "The Box" - 8 oczek?!
Lepiej coś o tym filmie zarzucę :)
Kino doby kryzysu, choć mniemam, że Amerykanie z wyższych szczebli bardziej odnajdą się w zaprezentowanej tu sytuacji.
Co by nie mówić o fachu Jasona Reitmana to zdecydowanie najsłabszy film w jego karierze. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że zabrakło mu konsekwencji, której tak trzymał się w reszcie swych dzieł. Nick Taylor z „Dziękujemy za palenie” nigdy nie zmienił swej postawy, Juno także pozostała do końca wierna swej decyzji o oddaniu dziecka, mimo iż pewnie nie jeden reżyser zrobił by z tych filmów obrazy o przewartościowaniu swych ideałów.
A tu co – Ryan zaczyna w połowie filmu wygłaszać głupie kazania o miłości (dla swego brata). Zgrzyt to straszny, a Reitman jakby nagle zdając sobie sprawę, w jaką ślepą uliczką zabrnął, wraca do dramatu i serwuje kilka gorzkich obrazów, ze znanym sobie, zakończeniem dalekim od happy endu. Co to miało być ??
Sprawne, dobre kino, jednak cały ten oscarowy hype okazał się być przesadnie naciągany…
Moja ocena - 6/10
W sumie bohater "W chmurach" na końcu wraca do swoich zasad. A może nawet nigdy od nich nie odszedł.
Nie odszedł, ale miał taki pomysł. Pod wpływem Alex, Natalie, jego siostry Julie doszedł do wniosku, że jego "filozofia plecaka" nie do końca się sprawdza - nie można wyciągnąć z niego innych ludzi, gdyż szczęście buduję się na trwałych związkach i relacjach z innymi ludźmi. Jednak kiedy dowiedział się, że jest "nawiasem" dla Alex, musiał wrócić do swojej "normalności". Poza tym, w filmie, mamy pokazane nieudane związki: Alex i jej chłopak, siostra Ryana Kara (w trakcie rozwodu), wahania Jima (prawie nieudany:p) no i sam Ryan.
Moim zdaniem film głównie traktuje o trudnych relacjach między ludźmi i wynikającej z tego samotności.
Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony Twoja wypowiedzia ( recenzja?) :)
Coz moge dodac , nic tylko trzeba sie zgodzic!