Mozna nakręcić wiele filmów. Mozna nakręcić filmów niewiele. Mozna mieć talent i ogarnąć świetnie filmowe rzemiosło. Można nie mieć talentu, ale można wówczas zostać chociażby dobrym rzemieślnikiem, wykonując swój zawód lat kilkadziesiąt. Jest jeszcze inny wariant wyjście - można nie mieć talentu i niczego się nie uczyć. Przy tym można uchodzić za reżysera wybitnej klasy. I tu poproszę światło na panią Agnieszkę Holland. Nie do przecenienia w ilustracji słuszności mojego zdania, jest tu gniot "W CIEMNOŚCI", którego nieszczęście polegało na tym, że dzień wcześniej obejrzałem wspaniałą "RÓŻĘ" Smarzowskiego. Mając świeży punkt odniesienia, tym trudniej bylo mi w całości obejrzeć "W CIEMNOŚCI", w związku z czym obejrzałem tylko (aż?) 20 minut. Już pierwsza scena zamiast dramatyzmu wzbudza politowanie. Dalej mogło być tylko gorzej. I było. Szkoda Więckiewicza który poniekąd dobrym aktorem jest, że dał się wciągnąć w takie dziadostwo. Szkoda nas wszystkich, że uwierzyliśmy Holland i jej promotorom, że "W CIEMNOŚCI" to dobry film i ma szanse na Oskara. Chwała jurorom i krytykom amerykańskim, że w prasie nie zmieszali z błotem tego wątpliwej jakości widowiska. Wstyd był mniejszy. Jedyny film, jak udał się pani Holland, to "KOBIETA SAMOTNA". Ale to chyba wyłącznie zasługa Bogusława Lindy, który kapitalną rolą przesłonił miernotę reżyserki. Matko jedyna! Agnieszka Holland uchodzi za reżyserkę utalentowaną pierwszej klasy. No, ja rozumiem że pierwszej klasy szkoły podstawowej.