PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=640446}
6,1 43 tys. ocen
6,1 10 1 43332
5,6 45 krytyków
W imię...
powrót do forum filmu W imię...

3-

ocenił(a) film na 3

Obrzydliwa tematyka podana w nudziarski sposób, nie ma sensu się nad tym dalej rozwodzić.

ocenił(a) film na 8
Simon_Harrison

W kinie może nudzić się ten, który nie jest w stanie dostrzec o czym ten film jest. Czyli o samotności. A jeden gej jest w stanie przysłonić cały film. Trochę to zabawne jak się widzi, jak Polacy patrząc na ten film skupiają się tylko na homoseksualnym księdzu (po którym jakoś specjalnie nie widać jest "gejsotwa", ani też "sacrum", bo ksiądz rzadko jest w sutannie czy koloratce). Ale Polacy najwidoczniej tacy są.
Lubią patrzeć na gejów i na nich się skupić. Wtedy to już dla nich nic więcej się nie liczy. Dziwne. Ale też i zabawne.

Odbieram ten film bardzo smutno. Jest on dla mnie o samotności i wykluczeniu. Każdy w tym
filmie pragnie/tęskni/chce jakiejś bliskości, uczucia, miłości czy choćby cielesności.
Ksiądz Adam mimo, że "już zajęty" to bardzo samotny. Samotność swą musi skrywać i przed
samym sobą i przed Kościołem i przed rodziną (próba wyperswadowania przez siostrę). Mimo
wszystko, chyba jak każdy z nas, ma on jakieś potrzeby. Potrzebę ciepła, akceptacji, miłości,
przytulenia się. Czy to jest jakieś nieludzkie? Dla mnie bardzo naturalne. Nawet dla księdza.
Jest on samotnikiem. Z wyboru i przymusu. Z wyboru bo seminarium wybrał sam. "W wieku 21
lat." Z przymusu, bo w instytucji którą wybrał musi zachować czystość. Ale natura, potrzeby
wciąż są i nie dają o sobie zapomnieć (scena w wannie). Ksiądz się "przyzwyczaja". Do parafii,
ludzi, miejsca, może nawet fascynuje kimś. I nagle kolejne przeniesienie. "Każdego dnia
rodzimy się na nowo i umieramy". I znów musimy zaczynać od nowa, wszystko. Od zera, od
początku. Wymazać to co było poprzednio i zapisywać kartkę swego życia od nowa. Ale ta
kartka nie jest już czysta. W głowi jest wiele starych historii, które spokoju nie chcą dać.
Sam wybrał drogę seminarium, drogę kościoła. Dość późno i pod wpływem impulsu. Może
właśnie tak chciał ujarzmić swój homoseksualizm? Oddaniem się bogu? Wiarą? Posługą
kapłańską? Może właśnie tak chciał uciec od swojej orientacji? W modlitwę? W pomaganie
innym? Na pewno lepsze to niż alkohol (alkoholizm?), który nie był dla niego obcy.

Ale Kościół zamiast mu pomóc, zawodził go. Tracił w niego wiarę. W instytucję, że ta nie jest w
stanie pomóc mu kolejnymi przenosinami. Że ucieczka "w Boga" nie jest ucieczką od swoich
potrzeb. Bóg nie pomaga "wybiegać" się mu z homoseksualizmu ("bo sprzątanie"). Stąd
obrazoburcze zwątpienie (chociaż dla mnie nie gorszące) - taniec Papieżem Benedyktem XVI.
Sam sobie ksiądz Adam zgotował ten los. W imię czego? Braku akceptacji przez
społeczeństwo, przez kościół?

Samotna jest też Ewa, żona Michała. Zakochała się w nim. I postanowiła przy nim być (tkwić?).
Na wsi, od miasta, pomagać trudnej młodzieży. Mimo to czuła się samotna. Bez
wystarczającego ciepła ze strony męża? Może nie zaspokojona? I wykluczona, przed
wielkomiejkim światem, za którym tęskniła. Samotność dopadała i ją. Mimo, że miała męża,
przykładna katolicka rodzina, pomaganie innym. No idealne życia. A jednak niedosyt, jednak
czegoś w życiu brak. Dziwi brak dziecka w tak przykładnym katolickim małżeństwie. Samotna. Z
dala od znajomych. Z dala od miasta. I może ma poczucie winy, że sama sobie zgotowała ten
los. W imię czego? W imię miłości do swojego męża? Czy warto było? Aż tak zmieniać swe
życie? Aż tak, by nagle ocierać się o zdradę? Z księdzem?

Jest i młodzieniec Szczepan, z jakby lekkim upośledzeniem, autyzmem, który musi opiekować
się swoim bratem. Nie akceptowany i wykluczany przez rówieśników, przez oazę a mimo to
pragnący jak każdy akceptacji, bliskości, miłości i ciepła. Pragnący cieszyć się pełnią życia (gra
w meczu i strzelony gol). Chcący zaimponować kolegom i być taki sam jak oni (skakanie do
wody a nie potrafienie pływać). Znalazł oparcie w księdzu Adamie. Jakąś troskę, której nie
dawał mu nikt wcześniej (obmywanie zakrwawionego nosa), poczuł jakieś ciepło.
Zafascynował się uczuciem dawanym przez księdza, uczuciem, które nie dawał mu nikt
wcześniej. Był w stanie nawet walczyć o księdza (przed sklepem). Szczepan również był
samotny i wykluczony. Z wyboru? Z przymusu? W imię czego? Dlatego, że taki się urodził?
Dlatego, że jego brat taki się urodził? Dlatego, że był wyśmiewany i poniżany?

Samotni też byli ci młodzieńcy w oazie. Wykluczeni za swoje wybryki ze społeczeństwa.

Dziwne, że każdemu ulotnie umknęła scena pogrzebu jednego z rówieśników. Powiesił się.
Pisząc wcześniej na drzwiach "ksiądz to pedał". Powiesił się, bo się bał. Bał się siebie?
Swojego homoseksualizmu? Tego co zrobił na "ich wersalce", którą ksiądz postanowił
usunąć? Może ksiądz coś widział? Podejrzewał? Może się to wyda? "Mama się dowie?" Może
nie mógł zaakceptować tego co się stało? Może został zgwałcony? Może sam tego chciał?
Wybrał los szubienicy. W imię czego? W imię braku akceptacji społeczeństwa? W imię
możliwego, przyszłego wykluczenia przez "ziomków z oazy"?

Procesja, moment kulminacyjny. Dla niektórych pusta scena. A dla mnie podsumowująca,
pokazująca ich wszystkich samotność. Niby wszyscy razem, celebrują wspólnotę. A jednak
każdy jest samotny. Z księdzem Adamem na czele, który z monstrancją otoczony przez
wszystkich, kroczy w swej peregrynacji sam. Ze swoim krzyżem. Nie mogąc otworzyć się przed
nikim. Nawet przed siostrą.
Każdy na tej procesji był samotny, mimo, że szli obok siebie, to myślami (swoimi problemami)
każdy był na drugim końcu świata. Choćby w Vancouver czy Illinois.

Znacząca była też rozmowa na skypie. Nie, nie przez wyznanie księdza. Ale pokazująca znów i
pogłębiająca samotność księdza. Siostra w Kanadzie, z mamą skłócony przez alkohol. Scena
pokazuje, jak obecnie wyglądają relacje. Jakie są one kruche. Jakie są one łatwe w
utrzymaniu. Wystarczy jeden klik by porozmawiać z kimś na końcu świata. Wystarczy też jeden
klik by się wyłączyć.
Nie zgodzę się, że film jest antyklerykalny czy antykościelny. Wręcz przeciwnie. Ze sporym
szacunkiem i delikatnością reżyserka odniosła się do tych kwestii. Przecież przy najmniejszych
wątpliwościach ksiądz od razu został przeniesiony. Nie było tu przecież pedofilii, wszyscy byli
dorośli, prawa nikt nie złamał. Ale dla zachowania standardów i ukrócenia "uśmiechania się"
ksiądz Adam został przeniesiony. Co innego Kościół mógł w takiej sytuacji zrobić? Innych
dowodów jego grzechów nie było. Nie traktuję tego filmu, jako ataku na kościół.

Nadziwić się nie mogę, jak jedna, czy dwie sceny z nagimi pośladkami w bliskim zbliżeniu
dwóch mężczyzn może przysłonić aż taki ładunek emocji. Czy my Polacy naprawdę mamy
jakąś fobię na punkcie homoseksualistów? Czy działają oni na Polaków jak płachta na byki?
Brawo dla Szumowskiej za pokazanie jacy z nas, z Polaków zaściankowi ludzie. Którym jeden
gej jest w stanie zasłonić cały świat.

Film pokazuje, że ta samotność, wykluczenie, często wynika nie przez nas samych, z wyboru.
Przez co? Prze kogo? W imię czego? Przez narzucone i uprzedzone społeczeństwo, które nie
potrafi zaakceptować jakiejkolwiek inności (pokazuje to też pierwsza, bardzo smutna i przykra
scena z mrówkami ). A wpisy na tym forum, które skupiają się tylko na seksie dwóch facetów,
jakimś "homolobby" czy antykościelnym wyrazie tego filmu tylko to potwierdzają. Smutne ale
prawdziwe.

Tak odebrałem ten film.
Jak dla mnie film bardzo dobry. Daję 7,5. W skali 0-10.

ocenił(a) film na 8
selif

Może jeszcze jedno.

To była dziwna scena. Ta pierwsza, z mrówkami. Nie rozumiałem jej przez cały film. Nie wiedziałem po co ona.
Zastanawiałem się czy to aby na pewno ten film? Czy ktoś się nie pomylił? Czy do dobrej sali wszedłem. Miało być o księdzu, a tu ktoś w chamski, prymitywny i wulgarny sposób osobę niepełnosprawną traktuje.
Czułem się okropnie oglądając tą sceną. Czułem zażenowanie. "Jak tak można?" "Co za idioci, durnie?" To były najmniej niecenzuralne słowa by nie powiedzieć innych.
Czy nam polakom naprawdę daje satysfakcję poniżanie innych? Wyśmiewanie? Szydzenie? Opluwanie? I to najczęściej tych słabszych? Wykorzystując ich słabości? Po co? By się samemu dowartościować? Brak nam pewności siebie? By pokazać jak ja chojrak jestem? Że osobie upośledzonej będę kazał zjeść mrówkę a ta nieświadomie myśląc że im zaimponuje zrobi to?
Dla mnie to chore.
Nic nie powinno usprawiedliwiać poniewieranie innych osób. Nie powinno wykorzystywać się słabości innych osób.
Nie powinno się ludzi traktować w taki chamski sposób. Jeszcze ich odzywki, teksty... Człowiek miał ochotę podejść i przypie*dolić jednemu i drugiemu za to co robi, stając się wtedy taki sam :(

Polacy tacy są. Lubią najwidoczniej jeździć po innych, słabszych od siebie, daje im to satysfakcję. Przykre.
Widać to na tym forum. Po tych wpisach, którzy plują na ten film jako propaganda "gejozy", antykościelnego wydźwięku, jakiemuś homolobby. Gdzie jeden gej zakrywa im cały film.
Dopiero po wyjściu w kinie zrozumiałem tą scenę. Gdy zobaczyłem ludzi "jeżdżących" po tym filmie. Tak samo jak po tym upośledzonym chłopaku.

Ach... jakie to polskie!

ocenił(a) film na 3
selif

Użekłeś mnie swoją historią... chyba się rzucę na tory.

Pozdro.

użytkownik usunięty
Simon_Harrison

Będę brał cię w aucie na Dominikanie - polski ksiądz.