Ok, każdy ma prawo do własnego zdania i nie neguję tego, że wielu osobom takie kino może się nie podobać. Warto jednak uświadomić sobie z czym mamy tutaj do czynienia - z B-klasowym, samoświadomym slasherem z elementami komedii, jakich w ostatnich kilkudziesięciu latach było w USA pełno, a u nas...nic? Nie licząc dwóch części Wilczycy od Marka Piestraka, którym najbliżej do W lesie już nie zaśnie nikt, ale i tak jest to porównanie na siłę z braku innych przykładów. Ewentualnie Pora Mroku z 2008r., ale tam mieliśmy za dużo ugrzecznień, za mało gore i golizny. No i sam film był głupi i śmieszny, ale w niezbyt zamierzony sposób.
Tutaj jest co innego, pełnokrwisty hołd dla takich klasyków oraz późniejszych pastiszy jak:
- Droga bez powrotu
- Topór
- Teksańska Masakra Piłą Mechaniczną (remake z 2003)
- Piątek 13-go
- Tucker i Dale kontra Zło aka. Porąbani
- Martwe Zło i kilka innych.
Twórca Bartosz M. Kowalski poszedł nawet w paru momentach za daleko z inspiracjami, nie mam jednak tutaj na myśli stylistyki, scen morderstw, czy designu bliźniaków. Jeżeli mógł nieco pomajstrować przy konwencji, to właśnie na poziomie bohaterów. Tymczasem nasza "final girl" Wieniawa zmaga się z traumą, którą jest wypadek samochodowy całej rodziny. Nie dość, że jest to klisza tak utarta, że bardziej się już nie da, to jeszcze sama scena zderzenia jest naprawdę głupia. Może to jeden z bliźniaków był za kółkiem, że od razu jechał po lewym pasie?
Poza wymienionym mankamentem jest sporo głupot scenariuszowych, a postacie wykonano z tektury i błąkają się w wielu scenach niczym kurczaki z odciętymi głowami, jednak nie jest to wyjątek w historii całego gatunku. Jednakowoż sam film jest przecież piękne wykonany pod kątem technicznym. Posoka tryska aż miło w przeciwieństwie do ohydnej cyfrowej brejzy, jakiej mnóstwo w podobnych produkcjach amerykańskich(!), kamera nie lata jak głupia i pokazuje wszystko ze szczegółami, zaś poza drobnymi elementami CGI, wszystkie efekty specjalne wykonano praktycznie i z dużą starannością (szczególnie, gdy uda się znaleźć w sieci parę zdjęć z planu). No i same zdjęcia ogólnie cieszą oko. W połączeniu z intensywnymi brzmieniami Jimka budują fajny klimacik grozy z lekką nutką autoironii.
Więc jako, nie ukrywam, wieloletni fan gatunku i osoba, która wiedziała czego oczekiwać po TAKIM kinie i odczuwając niemałą satysfakcję po seansie, zwracam się pytaniem do osób, które liczyły na nie wiadomo co i niesłusznie zaniżają ocenę: skąd ta krytyka? Jeżeli ktoś nigdy nie był fanem slasherów, to tym bardziej nie będzie po "W lesie...", a jechanie po filmie z nielubianego przez siebie gatunku tylko dlatego, że jest "polski i chujowy bo tak" to całkowicie zbędny czarny PR i pokaz ignoracji. Mimo wszystko liczę, że produkcja przetrwa tą niespodziewaną gównoburzę i dostaniemy sequel albo Bartosz Kowalski przygotuje coś bardziej autorskiego i oryginalnego, co już nawet zapowiadał.
Też tak uważam. dla mnie film był bombowy. co do martwego zła, no to trochę inny gatunek niż typowy slasher. ale pozostałe jak najb trafione. zapomniałeś jeszcze o Myersie ;)
Z tymi nawiązaniami wymieniałem na podstawie najdrobniejszych, rzucających się w oczy szczegółów i niektóre ujęcia z chatkami oraz kolorystyka przypominały mi wizualnie Martwe Zło, zarówno oryginał Raimiego, jak i remake Alvareza. Halloween mi trochę brakowało właśnie, ale na pewno skuszę się na kolejny seans niedługo, żeby wyłapać więcej smaczków. ;) I zgadzam się, mimo wad absolutna bomba jak na polskie warunki i przede wszystkim rozrywka. ;)
Kwestia podejścia do filmu... Wiele rzeczy z przymruzeniem oka, oczywiscie miejscami głupkowaty, ale co mnie samego zdziwiło obejrzałem z zaciekawieniam do końca.
Polski "horror" bedacy hołdem równie głupkowatych ale kultowych horrorów USA to juz cos.
Jest wiele mankamentów ale technicznie jest dobrze zrobiony. Dźwiek oczysicie lezy jak zawsze ale to norma.
Po odpowiednim nastawieniu na proste danie a nie kawior, smakuje dobrze:)
Dokładnie! Kowalski od początku chciał zrobić taki "śmieciowy" film, przenieść sprawdzony koncept na polskie warunki i po prostu mieć frajdę razem z resztą ekipy. Jednocześnie zadbano o wiele technicznych detali. Zdjęcie uśmiechniętego Lubaszenki z jego dobrze wykonanym przepołowionym i zakrwawionym modelem bezcenne! :)