Abelard Giza ma tendencję do kopiowania stylów różnych reżyserów... W "Towarze" bawił się w Ritchiego, w "Demo" brał "mięsistość" dialogów Tarantino, a w najnowszej (jeżeli można tak powiedzieć o półtorarocznym filmie) produkcji "W stepie szerokim" chce pokazać się ze strony satyrycznej... Cały film ewidentnie pachnie stylem zapożyczonym od Barei, pretekstowa fabuła, dzięki której można ukazać i wyśmiać różne polskie bolączki współczesności. I o ile Barei łączenie fabuły z satyrycznymi skeczami dość zgrabnie wychodziło, o tyle Giza męczy się z tym niemiłosiernie, a do tego te wszystkie aluzje i żarty są tak ograne, że ma się co rusz wrażenie deja vu. A końcowy niesmak przypieczętowują "kurwy", bez których żaden polski film obyć się nie mógł.
Mocną stroną filmu jest aktorstwo, główni bohaterowie naprawdę starają się podciągnąć jak najbardziej ten średnio zgrabny tekst. Co wychodzi im nawet fajnie. Niestety z "pustego i Salamon nie naleje" ...
...a może się po prostu czepiam? Może po prostu polski OFF odbija mi się czkawką? Za dużo siedzę w tym nurcie i chyba czas wyjść na chwilę na powietrze, mainstreamem się nacieszyć.
A stepowi daje 6/10
+ aktorzy
+ zdjęcia
+ montaż