Na pewno „W stronę słońca” da się obejrzeć bez większego bólu, w przeciwieństwie do ostatnio przeze mnie oglądanego wyczyny Seagala, czyli „Cudzoziemca”.
Oczywiście, dalej jest to kino klasy B, jednak szczerze muszę przyznać, że zostałem przez Seagala dość mile zaskoczony. Fabuła nie należy oczywiście do zbyt wyrafinowanych, częste są też tak charakterystyczne dla ostatnich produkcji aktora przestoje w akcji, a momenty z założenie dramatyczne, raczej wywołują śmiech, to jednak jest spory pozytyw: Seagal nareszcie pojedynkuje się wręcz. Tak, tak. Jeżeli w takim „Patriocie” czy wcześniej wspomnianym „Cudzoziemcu” rozprawia się z bandziorami na ogół za pomocą giwery, tak tutaj próbuje nawiązywać, z dość przyzwoitym nawet skutkiem, do starych, dobrych czasów i filmów pokroju „Nico”, „Szukając sprawiedliwości” czy „Liberator”. Naprawdę na niektóre walki aż miło się patrzy.
Filmowi do ideału brakuje naprawdę wiele, ale mimo to tym filmem Seagal odbił się troszeczkę od dna. 4/10.