W trójkącie

Triangle of Sadness
2022
6,8 55 tys. ocen
6,8 10 1 55006
6,5 73 krytyków
W trójkącie
powrót do forum filmu W trójkącie

Wybrałem się na ten film z matką z czystej ciekawości - bez żadnych głębszych oczekiwań. Przyznam bez bicia, iż przez cały seans krztusiliśmy się ze śmiechu. To w sumie jedyny atut tego filmu.Fabuła jest okropnie pocięta i brakuje w niej ciągu przyczynowo-skutkowego, tak jakby film stanowił zlepek kilku zupełnie odmiennych odcinków serialu. W prologu mamy jakąś męską sesję zdjęciową (doprawioną ideologią rasowej równości), akt pierwszy to kłótnie w restauracji i windzie o... ideologiczny obowiązek płacenia za wspólne posiłki ("jeśli mężczyzna płaci za kolację nazwą go seksistą, jeśli zaś kobieta to pantoflarzem"), akt drugi to dzień i noc spędzone na statku, a akt ostatni to pobyt rozbitków na wyspie. Nie rozumiem również znaczenia tytułu filmu - w prologu dowiadujemy się, iż "trójkąt smutku" (dosłowne tłumaczenie oryginalnego tytułu) to przestrzeń między czołem, oczodołami i nosem, ale zupełnie nie widzę związku z wydarzeniami filmowymi. Polskie tłumaczenie daje jeszcze większy galimatias - "W Trójkącie" brzmi jak tytuł erotyka albo komedii romantycznej, nie wspominając o tym, iż w filmie występują albo pary postaci albo duże grupy (nigdy nie ma trójek postaci).Równie słabo wypadają postacie - protagoniści zmieniają się jak w kalejdoskopie i w następnych częściach filmu zupełnie się o nich zapomina. Są to kolejno Carl i Yaya (akt I), pasażerowie i załoga statku spośród których wyróżniają się Dmitrij i Kapitan (akt II) oraz nie pojawiająca się wcześniej pracownica statku Abigail (akt ostatni). Spośród nich najgorsi są właśnie Carl i Yaya, którzy byli kreowani na bohaterów całej tej opowieści. Cały akt pierwszy ukazywał ich relacje jako czystą patologię - Carl wyglądał jakby cierpiał na chorobliwą zazdrość zaś Yaya nachalnie mu przypominała, iż żyje dzięki jej pracy. Akt pierwszy to moim zdaniem najgorsza część filmu - powaga, a raczej zawziętość, jaką Carl przywiązywał do ideologicznego oceniania zjawiska płacenia za wspólne posiłki oraz napastliwość wobec Yayi zabijała jakąkolwiek chęć utożsamienia się z bohaterami. Nie mówiąc o tym, iż ostrość tejże "dysputy ideologicznej" wzbudzała raczej niesmak i oburzenie, niż śmiech.
Sam przekaz filmowy mający wyśmiewać klasę bogaczy uważam natomiast za zupełnie nietrafiony. Pasażerowie statku są nadzwyczaj miłymi i ciekawymi postaciami - nie licząc rosyjskiego "sprzedawcy gówna", wyróżniają się również para brytyjskich sprzedawców "narzędzi utrzymywania demokracji", niepewny siebie ale dobroduszny Jorma oraz ta kobieta, która proponowała, by cały personel statku wziął sobie jednego dnia wolne i popływał w morzu. Sama klasa pracująca została tu przedstawiona w najgorszym świetle jako osoby pozbawione ambicji, niekompetentne i żądne władzy. Każdą z tych trzech cech reprezentują najmocniej kolejno: pierwsza oficer Paula (podnoszenie morali członków załogi wyłącznie tym, że za rozpieszczanie bogaczy otrzymają sute napiwki), Kapitan grany przez Woody'ego Harrelsona (wiecznie pijany i izolujący się od swoich obowiązków, którymi obarcza Paulę) oraz Abigail (przyznaje jedzenie, tylko tym, którzy uznają jej przywództwo na wyspie i będą spełniać jej zachcianki). Nie rozumiem również co ma oznaczać kwestia wypowiadana przez Therese (Niemkę z porażeniem mózgowym) - "In den Wolken" (W chmurach).Warstwa humorystyczna stanowi właśnie jedyny pozytywny aspekt tejże produkcji. Idealnie łączy w sobie czarną komedię, inteligentne żarty, sarkazmy, cyniczny pragmatyzm i humor toaletowy. Najlepiej radzą sobie w nich rzecz jasna Dmitrij - wystarczy sobie przypomnieć jego dysputy ideologiczne z Kapitanem, bawienie się mikrofonem w czasie burzy czy scena w której po okazaniu żalu po śmierci żony, zdejmuje z jej zwłok biżuterię. Równie dobrze sprawdzają się w tej roli Jorma, Abigail i być może Therese w akcie trzecim. Najgorzej rzecz jasna Carl i Yaya, które stanowią margines fabularny przez większą część filmu.Podsumowując film ten stanowi idealną odmóżdżającą komedię. Film ten można śmiało porównać z serią "Avatar" - ludzie będą się na nim świetnie bawić bez względu na to, że film ten jest praktycznie o niczym. Tak samo jak seria "Avatar" poza olśniewającym CGI i projektem świata Pandory jest filmem nudnym, przewidywalnym i okropnie sztywnym, tak samo "W Trójkącie" oprócz wybitnej warstwy humorystycznej jest filmem okropnie chaotycznym i zwyczajnie płytkim. Jeśli szukacie lekkiego filmu mającego poprawić Wam nastrój to serdecznie polecam!