Był sobie taki film "Niezastąpiony kamerdyner" z 1957, który był znacznie lepszy, a poza tym był pierwszy. Film tego całego Ostlunda to tylko kopia. Satyra przypomina "Pałac" Polańskiego, rozmowy polityczne kapitana i rosyjskiego oligarchy są na poziomie komicznym i nie powinny tyle trwać, bo nic odkrywczego w nich nie ma. Część na wyspie jest lepsza, z niedopowiedzianym zakończeniem. Jednak że coś takiego dostało "Złotą Palmę" to nieporozumienie.