W wielkim spisie wszelakiego rodzaju fobii opisany jest również lęk przed personelem szpitala i samym szpitalem. Zrozumiałe, biorąc pod uwagę, że placówki medyczne to częste miejsce planów zdjęciowych do filmów grozy. Nie trzeba jednak kina, by nabrać obaw przed wizytą w szpitalach. Wystarczy bowiem stać się pacjentem w jednym z nich, by poczuć się małym wpisem w karcie chorobowej. Jatrofobia w ujęciu Petera Cornwella to jednak zabawa konwencją i schematem gatunkowym.
Pierwsze ujęcia animacji przedstawiają leżącą na ulicy w wyniku wypadku postać, która następnie budzi się w szpitalnym łóżku z twarzą w bandażach. Szpital od początku nie wygląda na placówkę z seriali medycznych, przypomina za to miejsca znane z filmów klasy B.
Reżyser zręcznie łączy klisze gatunkowe w jedną całość, pokazując widzom niewymuszony uśmiech z dobrej zabawy kinem. Nie brakuje elementów podrzędnego kina z gatunku sci-fi, obecne są motywy z horrorów, a wszystko w ironicznym nawiasie i z aluzjami, które rozpozna każdy oglądający. Animacja powstała metodą poklatkową, a główne postacie stworzono z połączenia gliny, silikonu i poliuretanu, podtrzymywanych kawałkami metalu. Całość idealnie współgra z konwencją fabularną i nie widać, że produkcja powstawała w warunkach amatorskich. Grozę i akcenty humorystyczne połączono w sposób, który udaje się przypadkowo twórcom filmów niższych klas. Chcąc stworzyć horror, wychodzi im komedia. Nie jest to wada "Ward 13", bo reżyser umiejętnie panuje nad całością, tworząc animację klasy A. Twórców nagrodzono na kilku festiwalach w kategoriach animacji, m.in. na festiwalu w Zagrzebiu i Valladolid.
Peter Cornwell w jednym z wywiadów ujawnił, że jego mama była lekarką w szpitalu i sporo czasu w młodości spędził na oddziale. Jak sam mówi, bardzo miło wspomina ten czas. Po obejrzeniu jego animacji raźniej można przekroczyć próg poczekalni…