Oceniam film „Watcher” na 1/10. Zapowiada się ciekawie, akcja w Bukareszcie, naturalne plenery. Ale niestety to kolejna porażka. Naczytałem się jakie to film odnosił sukcesy na Sundance, więc miałem wielkie nadzieje. Co prawda informacja o totalnej klapie frekwencyjnej powinna jednak poważnie ostrzec. I jak jest z tym filmem? Tak przyznaję, czasami można się przestraszyć, czyli jest pewien element zaskoczenia. Ale jednak film jest bardzo ślamazarny i akcja toczy się fajtłapowato. Męczyła mnie też ta maniera filmowania, która przypominała mi nieudolne naśladowanie „Między słowami”. Film jest filmowany z ręki, więc obraz drży. A jednocześnie kadry są najczęściej bardzo szerokie i statyczne. Ludzie bardzo często są filmowani z boku lub z tyłu. Nieznośne jest filmowanie ciągle na kontraoświetleniu, gdzie tło jest prześwietlone a bliski kadr zaciemniony. Irytujące są urojenia głównej bohaterki, a idea z seryjnym mordercą pojawia się w akcji, potem ginie, potem znów się pojawia. Wątek z płynnie mówiącą po angielsku sąsiadką jest na siłę. I ściany w bukareszteńskich kamienicach chyba są cieńsze niż papier, skoro słychać przez nie dzwoniący telefon komórkowy. Dziwny menel na co dzień opiekujący się bardzo chorym ojcem mówi po angielsku lepiej niż absolwent Oxfordu, w ogóle w tym Bukareszcie to dziwne, że większość nie mówi ani be a ni me po angielsku, nawet koledzy w pracy Amerykanina, ale dwie główne osoby dla wątku, niby ludzie marginesu, ale po angielsku zasuwają na zdumiewającym poziomie. Mnie irytuje w filmach taka dziwna przypadkowość, że np. bohaterka idzie na oślep po mieście, a jedna spotyka tego, kogo szuka, a on ją doprowadza do miejsca, ukrytego i tajnego, gdzie akurat pracuje potajemnie jej jedyna przyjaciółka. Po prostu za dużo tych zbiegów okoliczności. Sceny finałowe mnie jeszcze bardziej irytują. Bohaterka potrafi się całościowo spakować do małej walizki za pomocą dwóch ruchów przenosząc idealnie ułożone ubranie z szafy. Mam w to uwierzyć? Albo w innym miejscu kobieta przypadkowo zaprasza inną kobietę do domu i już w parę minut później chwali się, że w szufladzie stołu ma prawdziwą, nabitą broń palną. Mam w to uwierzyć? Początkowo miałem wrażenie, że końcowe sceny są realne, ale doszedłem do wniosku, że to muszą być urojone konfabulacje bohaterki. Bo jeśli ktoś zostaje ugodzony w tętnicę szyjną, to jest przytomny góra minutę. A tu kobieta z dziurą w szyi walczy, czołga się, biega, znajduje pistolet, celnie strzela, stoi, rozgląda się, etc. Istny cyborg nie kobieta. Ogólnie nie polecam tego filmu. Pozdrawiam Was, Wasz Profesor Jan Film.