naprawdę nie rozumiem tej dziewczyny... po co to zrobiła, po co wyszła za tamtego gościa,
skoro ciągle kochała Johna? tak czy siak mogła adoptować tego dzieciaka, nie musiała
brac ślubu i być średnio szczęśliwa. Skoro tak jej go brakowało, to przecież mogła mu
powiedzieć, żeby nie jechał na misję.
a Ty jak byś się czuła, gdyby ktoś powiedział Ci co masz robić? on był rozdarty, ona pewnie to wiedziała, że unieszczęśliwiłaby go, gdyby mu zakazała jechać na misję... nawet jeśli my myślimy, że bardziej nieszczęśliwy był na wojnie.
No tak, ale skoro zapytał jej, co ma zrobić? To znaczy, że pytał jej o zdanie, nie chodziło o to, że ona ma mu rozkazywać, przecież sama pytała, czy w ogóle ma coś do powiedzenia w tej kwestii. Ja gdybym była w takiej sytuacji, to na pewno powiedziałabym drugiej osobie, że nie chcę, żeby jechała. A skoro ona powiedziała mu, żeby jechał, to dla mnie równoznaczne to było z tym, że będzie na niego czekać.
Hah gdyby mu zakazała jechać to by go unieszczęśliwiła ale zostawiając go spoko zrobiła, na pewno był po tym bardzo szczęśliwy. Nie ma jak zepsuć życie komuś, sobie, być z kimś kogoś ie nie kocha (tak na prawdę) więc w pewnym sensie ranić też jego... A opiekować się dzieckiem i je adoptować mogła bez tego co zrobiła czyli bez unieszczęśliwiania wszystkich do okoła
Dla mnie też to było dziwne. I to jej głupie tłumaczenie, że było jej ciężko i była samotna, a on potrzebował pomocy. Kochała John'a i dlatego nawet nie zadzwoniła do niego by nie zmienić zdania, ale skoro kochała to czemu przestała pisać, czemu nie czekała, czemu wyszła za tamtego i żyła nieszczęśliwa, jedynie potrzebna. Dzieciaka mogła adoptować, masz racje, nawet po śmierci tego gościa mogłaby wychowywać go z John'em. Nie rozumiem tego za cholerę. Bardzo mi było szkoda John'a, że nie było nikogo przy nim jak jego ojciec zachorował, ani nawet jak zmarł. Szkoda, że nie było jej przy nim wtedy kiedy jej potrzebował. Dziwię się, że jeszcze wtedy do niej pojechał (zaraz po śmierci ojca). Ona nie szukała z nim kontaktu, nawet nie wiedziała, że wrócił, nie wiedziała co się stało, a on przyjechał do niej mimo to. Jak się pożegnali i powiedział jej "żegnaj" zamiast "do zobaczenia wkrótce" myślałam, że to już ostatecznie, w sumie zasłużyła na to. Dziwne zakończenie, znów sie spotkali po jakimś czasie, ciekawe czy się zeszli czy nie. Ale ona popsuła wszystko :( A jeśli chodzi o to czemu go nie zatrzymała jak chciał jechać za drugim razem to myślę, że to oczywiste. Wiedziała ile to dla niego znaczy, że to jego powołanie, że czuje się tam potrzebny i pomimo, że jest mu ciężko ją zostawiać i wolałby zostać z nią to nie może mu stanąć na przeszkodzie w wykonywaniu swojej żołnierskiej powinności. Wiadomo, że chciała żeby został, ale pozwoliła mu jechać więc, jak to napisała @ dolores1238 powinno to być równoznaczne z tym, że będzie na niego czekać.
No właśnie a propos pogrzebu, to było mi bardzo smutno kiedy okazało się, że tylko John tam jest i nikt inny nie przyszedł. Miałam nadzieję, że ona się pojawi w tym kościele... Wg mnie jeśli się zeszli, to nic nie będzie tak jak dawniej. W każdym razie, gdybym to ja była w takiej sytuacji, to już bym nie wróciła.
Może nie tyle co będąc w takiej sytuacji bym nie wróciła (bo może i bym chciała, skoro to ta prawdziwa miłość), ale myślę, ze on nie powinien chcieć wrócić po takim numerze. Szkoda, że tak się skończyło nijak, nie wiadomo czy przyjaźń czy związek. Pogrzeb bardzo smutny no no :(
Wydaje mi się, że w filmie on przyjeżdża do niej na tą farmę i mówi, że ojciec umarł. Było widać, że nic o tym nie wiedziała.
Żołnierza nikt się nie musi pytać o to czy chce jechać czy nie chce jechać. Żona czy narzeczona czy kto tam jeszcze nic tu do gadania nie mają. Po prostu otrzymuje rozkaz i wyjeżdża na taką misję-wojnę.
Żołnierz podpisuje kontrakt i tyle.
Niekiedy jest tak, że po powrocie z misji dowiaduje się, że jego wybranka ma już kogoś innego. Czasami jest na odwrót, że to on sobie kogoś znajdzie w bazie (w bazach nie tylko sami faceci). Niestety kobiety czasami nie wytrzymują lub nie dają sobie rady z tak długą rozłąką. No chyba, że u żołnierza zaczyna występować PTSD.
U naszych żołnierzy misja w Afganistanie trwa 6 miesięcy. Tyle się może w domu zdarzyć.
ale przecież każdy z tych żołnierzy w grupie głównego bohatera miał wybór, zwierzchnik się ich pytał i dawał czas do namysłu
Tak, niby mieli wybór. Ale widzieliście jego zachowanie wtedy? Mówiło wszystko. Nie był zbyt chętny przedłużać kontrakt, ale jego koledzy z oddziału zgłosili się do tego, nawet dowódca powiedział, że jak oni zostają to i on. To była dla nich wszystkich kwestia ambicji. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. John'owi było głupio się wyłamać. Jak wszyscy podjęli decyzję, że zostają, on wstał ostatni. Został, ale z ciężkim sercem.
To czemu nie powiedziała mu od razu, że nie może zagwarantować, co się wydarzy za jakiś czas? Powiedziała, żeby jechał a międzyczasie jej się odwidziało. Nie rozumiem :D
Bo pewnie nie przewidziała, że tak postąpi :D Po prostu była słaba, jak sie kocha to się czeka i nie ma, że długo. Ja nie wiem jak można być z kimś innym, a zostawić kogoś kogo sie kocha. Już lepiej być samemu i czekać na tą osobę, zwłaszcza jak się obiecało, ale jak wiadomo żeby coś przetrwało "na odległość" to obie strony muszą tego chcieć i się starać ;)
Nigdy nic niewiadomo. wake_the_dead na rację. Takie są realia w wojsku.
dolores1238 zrozum, że czasami kobieta da radę, a czasami nie da rady wytrzymać tak długiej rozłąki. To wszystko zależy od psychiki. Zacytuję tobie fragment książki.
"My ich mamy wspierać. I czekać. Ale czekające kobiety to nie bezuczuciowe stwory, które gotują zupy i malują paznokcie dobrymi lakierami za ich ciężko zarobione pieniądze. To też ludzie,którzy budzą się w nocy, maja rozterki, boja się, tęsknią, cieszą się i nie maja z kim się tym podzielić".
I czasami niestety dochodzi do rozstania.
dolores1238 parę bardzo fajnych cytatów z filmów wojennych. Osobiście uważam, że są bardzo cenne gdzie (oby mi się tylko wydawało) coraz więcej ludzi w naszym kraju nie ma poszanowania dla naszych żołnierzy.
Może bohaterowie nie istnieją?
Są ludzie tacy jak mój ojciec. Zrozumiałem, dlaczego nie lubiliby nazywać ich bohaterami. To my ich tworzymy są nam potrzebni. Próbujemy zrozumieć coś niepojętego. Jak mogli tyle dla nas poświęcić?
Ale mój ojciec i jego koledzy ryzykowali i odnosili rany dla siebie nawzajem.
Walczyli za kraj, ale umierali za przyjaciół za kolegę u boku. Chcąc oddać im cześć pamiętajmy ich takich, jacy byli jak ich pamiętał mój ojciec.
SZTANDAR CHWAŁY
Na niektórych czekały rodziny. Dla innych rodziną byli walczący koledzy.
Bez orkiestr, sztandarów, honorowych powitań w domu. Poszli na wojnę, bo wezwała ich Ojczyzna, ale w efekcie nie walczyli za kraj czy sztandar. Walczyli jeden za drugiego.
BYLIŚMY ŻOŁNIERZAMI
- Wracasz?
- Tam zostali nasi - Jak wrócę do domu ludzie będą mnie pytać: Dlaczego to robisz? Wojna cię kręci?
Nie powiem ani słowa. Dlaczego? Bo tego nie zrozumieją. Nie zrozumieją, dlaczego to robimy. Nie zrozumieją, że tu chodzi o kolegę. Tylko to się liczy.
HELIKOPTER W OGNIU
Mam nadzieję, że trochę zrozumiesz o co chodzi w wojsku - żołnierzom.
To widocznie ta dziewczyna była słaba, bo ja sobie nie wyobrażam tak postąpić. Jemu też było ciężko, a może nawet i ciężej niż jej.
"Od dziś aż do końca świata w ludzkiej będziem pamięci.
My garść wybrańców, my Kompania Braci.
Kto dziś wespół krew przeleje, ten mi bratem."
KOMPANIA BRACI
Chociaż to jest fragment z książki "Król Henryk V" - William Shakespeare, ale też bardzo mi się te słowa podobają.
Chłopcom wracającym z wojny o wiele bardziej niż odniesione rany doskwiera okaleczona dusza.
PACYFIK
zdarzyć, nie zdarzyć, jak kocha prawdziwie, to poczeka i 6 lat, nie tylko miesięcy.
Piszesz tak, bo się znasz ??? Tu chodzi też o wytrzymałość psychiczną obydwóch stron. Myślisz, że to takie łatwe ??? Czekasz i nie wiesz czy ta osoba którą kochasz przeżyje wojnę na którą został wysłany. "Nie powiedzą ci przez telefon, jak to jest, gdy pierwszy pojazd wylatuje w powietrze, gdy MEDEVAC się spóźnia, jak kolega płonie w pojeździe, jak ginie". Niekiedy nie da się wytrzymać takiego napięcia i dochodzi do rozstania. Czasami trzeba się postawić w sytuacji takiej osoby.
w porządku, rozumiem, nie wiem, nie znam się, nikt się nie zna, nie o to chodzi, ale obstaję przy swoim, że to wszystko, o czym piszesz, da się przezwyciężyć, gdy naprawdę się kocha. ja chciałabym spróbować, nie odpuściłabym. tak myślę.
To byś musiał mieć naprawdę wytrzymałą psychikę. Ciekawi mnie bardzo czy byłbyś w stanie wytrzymać sześć miesięcy w ciągłym stresie. Wyjazdy na patrole, sprawdzanie drogi czy jest bezpiecznie. Nigdy nie wiadomo co się stanie. Ten kto interesuje się wojną chociażby w Afganistanie, to wie przez co muszą przechodzić nasi żołnierze. I nie trzeba tam być. Ja na przykład bardzo się tym interesuję. Czytam wypowiedzi żołnierzy, oglądam filmy dokumentalne, czytam relacje na żywo - czyli blog. Wiem, że ja na 100% nie dałabym rady. Dla mnie to by było zbyt duże obciążenie psychiczne. Wyjść z pojazdu i iść drogą, na otwartej przestrzeni czy przez wieś. Nigdy nie wiadomo co ci wybuchnie pod nogami lub gdzie i kiedy będą do ciebie strzelać. Nigdy nie wiadomo kiedy coś spadnie na bazę.
Właśnie, tylko tak myślisz.. Tak na prawdę nie masz pojęcia co mogłoby się zdarzyć. Tylko takie przypuszczenia.
Masz rację. Zachowała się idiotycznie, bo unieszczęśliwiła i siebie i Johna. A zresztą bez małżeństwa mogłaby zajmować się dzieckiem.
znasz 3 miliardy kobiet? nie lubię takiego generalizowania ;) tym bardziej, że mówisz to na podstawie filmu
Przyszedł i czas na moją wypowiedź. Według mnie bohaterka chciała postąpić dobrze, czuła, że jeśli wyjdzie na Tim'a pomoże mu w wychowywaniu autystycznego dziecka. Od tego należy zacząć wszelkie rozważania i osądy bohaterki.
Czy postąpiła dobrze? Absolutnie nie. Po pierwsze, kiedy zdecydowali się, że John pojedzie na misję (chociaż czuł się zobowiązany względem swoich towarzyszy był gotów zrezygnować dla niej) dała mu obietnicę, że wszystko jest tak samo, ba poszli do łóżka. Rozumiem, że miała dobre serce, chciała pomóc choremu dziecku i samotnemu ojcu, niemniej jednak nie była to opowieść z lat 40, gdzie można podjąć jedynie takie kroki. Adopcja dziecka nie wymaga małżeństwa, a nawet jeśli to przecież można było to wszystko uzgodnić z Johnem i postąpić tak dopiero w momencie, kiedy Tim miał się bardzo źle. Z tego co pamiętam, napisała mu po kilku miesiącach, że jest zaręczona, a tak konkretnie to po dwóch miesiącach od ostatniego listu (co jest bardzo, ale to bardzo idiotyczne). John zdecydował się na dwuletnią służbę, Tim przeżył około sześciu-siedmiu lat.
To wszystko można było rozwiązać zupełnie inaczej. Absolutnie nie mogę powiedzieć, że zgadzam się z bohaterką albo ją usprawiedliwiam. Wręcz przeciwnie, uważam, że to spotkanie na końcu filmu było najgorszym wyjściem z sytuacji. John zasługuje na kogoś, kto będzie mu oddany tak bardzo jak on był oddany bohaterce.
Co do pogrzebu ojca, strasznie mi przykro, że tak to wyszło... Pusty kościół, nawet ona o niczym nie wiedziała. W sumie, rozzłościło mnie to, że urwała kontakt z ojcem Johna bo od początku tak bardzo nalegała na tę znajomość i ponoć bardzo sobie ją ceniła. Pomimo ślubu mogła do niego zaglądać.
Podsumowując smutna historia, trochę głupia biorąc pod uwagę realia ówczesnych czasów.