Trudno traktować ten film na poważnie, bo chyba sam James Wan tego nie zrobił. Reżyser postanowił pobawić się konwencjami - początek jak z horroru klasy C, muzyka również i do tego "odpowiednio" akcentująca momenty, poboczny wątek rodem z komedii romantycznej, sceny akcji jak z Marvela, oczywiście opuszczony i zwiedzany nocą szpital i na dokładkę scena z aresztu... Ludzie! Litości! Wyjściowy pomysł był świetny, ale przez ciągłe mieszanie i dodawanie nowych składników wyszedł ciężkostrawny bigos.