PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=537546}
4,7 57 tys. ocen
4,7 10 1 56796
2,0 17 krytyków
Weekend
powrót do forum filmu Weekend

"Gangstery" z pazurem?

Po przeżytej wewnętrznej batalii emocji związanych z Weekend-owym wypadem do kina postanowiłem popełnić pierwszą recenzję w moim życiu. Jestem głębokiej nadziei, że nic podobnego mnie już nie spotka w życiu. Ale jak to mówią, nadzieja matką...

"-Człowiek wielkie pierd***ięcie!
-Chyba człowiek wielkie pierd***nie!"

Przed nowym rokiem na w naszych telewizorach, portalach informacyjnych i plakatach zobaczyliśmy marketingowe wejście smoka. Oto miał nadejść zbawiciel polskiej kinematografii i wynieść ją na piedestały i języki widzów, z meandrów rynsztoku, w które ostatecznie wpędził ją "Ciacho". Zachęcały nas i nęciły trailery oraz pochlebne wypowiedzi aktorów - a także bezkrytyczne opinie samego reżysera - Cezarego Pazury. Dodatkowo do tej rozpędzonej, promocyjnej lokomotywy dokładały portale brukowo-kynologiczne jakoby wystąpić w filmie miała znana hotelarka. No tak, miała, ale się rozmyśliła. Może ktoś ją uświadomił i pokazał na mapie gdzie leży Polska, albo dopatrzyła się tak niewiarygodnie nieistotnego szczegółu, że kwota na umowie wstępnej nie jest euro a w złotówkach. Nieważne. Koniec ze spekulacjami. Wracamy do konkretów.
Więc przynęta została rzucona. Po przystawkach apetyt ciągle rósł przed podaniem dania głównego.

"W-Day"

Przyszedł sądny dzień. Kataklizm nadciągał nad polskie kina. Drzwi urywały się, otwierane z impetem. Niestety wyjściowe.
W intrenecie pojawiła się pierwsza fala opinii. Żeby nie było wątpliwości od razu powiem, że opinii krytycznych. Sporo... Dużo...Większość. Nie zostawiono suchej nitki na jednym z najlepszych polskich aktorów, Cezarym Pazurze. Nawet bliżej nieznany osobnik pod pseudonimem literat45 rzucił w pana Czarka gównem. Na szczęście nie bezpośrednio, lecz na jednym z popularnych forów. Tą sposobnością piękny, zawadiacki uśmiech z nutą samouwielbienia nie oderwał się z twarzy aktora.

"Tydzień później"

Niech tam. Po namowie kolegi postanowiłem, że wybiorę się do kina. W końcu należy mi się coś od życia. Niech to będzie zwieńczenie całego ciężkiego tygodnia i dobre rozpoczęcie weekendu. Zasiadam w dużej sali, w jednym z popularnych krakowskich kin. 3 minuty, 2 minuty... do rozpoczęcia seansu. Rozglądałem się dookoła. 1,2,3...12 osób. Zaczęły się reklamy. Cudowny lek na cellulit. Otwierały się drzwi na salę. Myślałem, że teraz nadciągnie reszta z tych 600 tyś. zapowiadanych widzów. Zawiodłem się. Dołączyło do nas trzech łysych osiłków z podstawowym zestawem kino maniaka: dwa Tyskie i Lejsy. W tym rodzinnym gronie mogliśmy już w spokoju zacząć oglądać film. START!

"Filmowa parówka, czyli mix-efectronic"

Zaczyna się obiecująco. Bożyszcza nastolatek, niekwestionowany talent i dorównująca mu uroda Paweł Małaszyńki za kierownicą niespełnionego marzenia populacji męskiej - Mercedesie SLR. Trochę akcji, pierwszy trup. Oto właśnie chodzi! Akcja i jeszcze raz akcja. W jednej scenie przeplatają się motywy z Matrixa i irracjonalne rzezi z filmów Tarantino. Odgapianie, ale może być. Teraz tylko czekać na humor...
No tak, z tym trochę ciężko. To tak, jak oczekiwać od dziewicy orgazmu przy pierwszym razie. Wrażenie, że jestem na komedii pozostało tylko wrażeniem. Obrazując sytuację, atmosfera na widowni była jak na stypie, od czasu do czasu było słychać dziwny śmiech przeplatany z rechotaniem, tak jakby ktoś zrozumiał zasłyszany w porannym tramwaju żart. Lub co gorsza, czipsy ziemniaczane popite piwem wpadły tam gdzie nie trzeba... Po upływie dobrych 30 min zacząłem się zastanawiać, czy aby na pewno ze mną jest wszytko w porządku. Może się coś we mnie zepsuło i nie potrafię się śmiać. Jest ok, mięśnie mimiczne funkcjonują normalnie. Rozglądając się po twarzach widzów można było zaobserwować zażenowanie prezentowanym "poczuciem" humoru. Dlaczego? Czyżby ostatnimi czasy widz był jak piesek francuski, wybredny z wygórowanymi oczekiwaniami. Raczej film był jak francuski numerek wykonany przez „turystkę” za wschodniej granicy. Reżyser i scenarzysta zbyt frywolnie operowali pospolitą „ku**ą”, jako środkiem wyrazu artystycznego. O ile w produkcjach rodzimych typu „Psy”, takie wulgaryzmy były akceptowalne i miały uzasadnienie, tak tutaj pojawiają się znikąd i bez sensu. Kolokwialnie można powiedzieć, że pasują jak do świni siodło. W dodatku były to proste, a nawet prostackie żarty, które słyszało się wcześniej. Nawiązując kolejny raz do terminologii kucharskiej, smakowały jak odgrzewany kotlet – i to mielony!

„To se ne wrati?”

Produkcję Pazury odbieram jak ‘teżeve’. Fabuła jak i wątki przewijały się w wielu filmach. Ciężko budować film na takim szkielecie. To był po prostu kolos na glinianych nogach. Gwoździem do reżyserskiej trumny szanowanego aktora z czystym sumieniem mogę zaliczyć niesmaczne żarty. W dodatku słabe kreacje stworzyli bohaterowie. Postacie czytelne, monotonne do samego końca.

Analizując wypowiedzi reżysera i materiał, mam wrażenie, że jedno z drugim rozmija się. Pazura zapewniał nas o znajomości z widzem, i jego potrzebach i sposobie przeżywania emocji. Zarzekał się, że nie prawdą jest, jakoby dzisiejszy widz zidiociał. Nie podziela tego obraźliwego poglądu a jednak serwuje nam papkę. Dosłownie. Film jest nieudaną próbą połączenia dotychczasowych motywów z innych dzieł. Przewyższenie formy nad treścią. Usilne kreowanie atutów z niewypałów. Można do porównać do stworzenia kolażu przez osobę niewidomą. Trudno powiedzieć, dlaczego zdolny aktor ima się zajęcia, które mu nie leży. Może pod wpływem młodziutkiej żony, pan Cezary poczuł wewnętrzną moc, albo jest to syndrom megalomani. Ten film można zaliczyć do skoku na głęboką wodę pod wpływem alkoholu. Całe szczęście nikt w akcje desperacji i rozpaczy nie popełnił samobójstwa podczas seansu. Wtedy Pazura zasłynąłby tym filmem na całym świecie.

Jeżeli aktor będzie dalej szedł tą drogą i nie zniechęci się po opiniach widzów i weźmie wszystkie krytyczne uwagi, stworzy coś, co będzie można obejrzeć do końca bez podjęcia próby ucieczki z kina. W końcu 2-3 pierwsze filmy Scorsese też były klapami.

3/10