Jakoś trudno mi odnieść się w dzisiejszych czasach do tekstu Wyspiańskiego, podobnie filmu. Po prostu nie ma już podziału na chłopów i mieszczan, mamy wolny kraj, nie musimy wzniecać powstań. Nie ma tu żadnego wątku do którego moznaby się odnieść dzisiaj.
Niemniej Wajda wykrzesał chyba maximum z tego materiału.
"Wesele" Wyspiańskiego to bardzo ponadczasowy i uniwersalny utwór! Oczywiście nie mamy już tak widocznego podziału na chłopstwo i inteligencję, jednak nie tylko to jest tematem dramatu. Wyspiański przede wszystkim demitologizuje mity narodowe i stereotypy Polaków, które nadal w nas tkwią :(
O ile "Wesele" jako książka jest ponadczasowa i genialna (z tym ciężko się nie zgodzić), to film wydaje mi się być parodią arcydzieła Wyspiańskiego. Rozumiem, że lata 70. w Polsce nie pozwalały na wybitne techniczne przygotowanie filmu, ale nie usprawiedliwia to drewnianego aktorstwa i naprawdę ciężko się skupić przy tym na dialogach. Nie ma tu w ogóle magii, która jest w książce, jest tylko sporo zamieszania i może tylko głowa rozboleć od tej ciągłej muzyki, tańców i hulanek. Gdybym pierwsze zobaczył film i dowiedział się później, że jest oparty na książce, to w życiu bym tej książki nie przeczytał. A wyrecytowanie gotowych tekstów z książki, chyba każdy potrafi.
A ja uważam zupełnie odwrotnie, film potrafił oddać treść, chociażby, pierwszego aktu. Czytając nie mogłam w ogóle się połapać kto z kim rozmawia i o czym, a w ekranizacji świetnie ten weselny klimat i sceneria były przedstawione.
Dekadentyzm, bierność Polaków, brak chęci do integracji, "branie" wszystkiego co nam dają - przecież to opisuje wciąż współczesne czasy.
Przywoływanie okrucieństw jakie nas spotkały, tak jak w Weselu, tak i teraz, zamiast skupić się na tym jak poprawić funkcjonowanie naszej polityki, to wciąż rozpatrujemy jak krzywdząca była dla kraju IIWŚ.
A stereotypy odnośnie różnych klas społecznych wciąż funkcjonują, pomimo że nie ma chłopów i mieszczan.