Całkiem przyjemna komiedia z niezła rolą J. Biggsa. Kilka gagów było niskiego lotu (akcja w kuchni rodziców andersona z pianką do tortów). Wydaje mi się że Biggs gra troche lepsze role niz w american pie ( akcja z kupidynem na początku filmu zapowiadała numery a la american pie) ale później spoko zagrał kolesia na nowo szukającego swojego miejsca w życiu.7/10.
Tak, bardzo fajny film, nie tylko z niezłą rolą Biggsa, ale i niezłą rolą pięknej Isli Fisher. Wg mnie nie ma się do czego przyczepić. Ja bym dał nawet 8/10.
Typ prymitywnego humoru, którego nienawidzę. A to koleś napluł głównej bohaterce w twarz, a to policjant okazuje się homoseksualistą, boki zrywać. A wątki rodziców głównej pary osiągnęły jak dla mnie szczyt żenady. Trzy razy nie dla takich "komedii". Ale sam sobie jestem winny, widząc Jasona Biggsa trzeba było od razu wyłączyć... Jedyny plus to Isla Fisher, ale oczywiście nie za grę aktorską, tylko po prostu przyjemnie się na nią patrzy. Ode mnie całe 2/10, a nieczęsto schodzę aż tak nisko, bo z reguły unikam repertuaru, o którym z góry wiem, że będzie poniżej poziomu. W tym przypadku zaryzykowałem i... mam nauczkę.
zgadzam się. Obejrzałam ten film tylko dla Isli Fisher...bo, właśnie, przyjemnie się na nią patrzy :).
Ale film był ogólnie żałosny. Już sam opis filmu mówi sam za siebie... (cytuję) (...)spontanicznie oświadcza się kelnerce o imieniu Katie (Fisher). Ten nieśmiały gest przyczynia się do powstania takiego rodzaju miłości, o jakim oni oboje marzyli od dawna.
a Biggs nie jest aż taki zły! :)