Bo też nie bardzo wiadomo, co rzec. Mój pierwszy film bergmanowski; może i rzeczywiście zakończenie było niezbyt trafne, ale to, co Ullman zaprezentowała na tle tego, co dzisiaj "leje" się zza oceanu, poraża i nie pozwala szybko zapomnieć; myślę też, że stwierdzenie, iż reżyserka "przeżuwa" bohaterów jest jak najbardziej adekwatne, do tego co widzieliśmy na ekranie; tak dogłębnego ekranowego rysu psychologicznego postaci dawno już w kinie nie było;
no i morze... drewaniany domek na plaży, duże okno z widokiem na ocean, biała plaża, zachmurzone niebo i śmiesznie mały ludzki dramat na takim właśnie tle