PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1223}

Wichrowe wzgórza

Wuthering Heights
7,3 42 407
ocen
7,3 10 1 42407
5,2 5
ocen krytyków
Wichrowe wzgórza
powrót do forum filmu Wichrowe wzgórza

Słabizna.

użytkownik usunięty

Witam wszystkich.


Ten film jest do dupy. Bo:
1) Nakręcony jest dokładnie tak , jak się pisze romansidła klasy B, tzn. scena ze sceny za bardzo nie wynika - bohaterowie potrafią wielokrotnie za jednym cięciem montażowym zmieniać się kompletnie - przykład to główny bohater i jego uczucie do Katarzyny;
2)Postaci. Nie wiem jak to było w literackim pierwowzorze ( i szczerze mam to w dupie, bo mówimy o filmie , a nie powieści), ale tutaj charakterystyki bohaterów napisać sienie da - ciągle i nieustannie zachowują się względem swoich poprzednich reakcji nielogicznie: najpierw to co ich smuci, nagle cieszy, bez wyraźnych przyczyn;
3)Patetyczność. Nie chcę tu nikogo urazić, ale ten film wzrusza niczym reklama Fundacji Polsat z głodującymi dziećmi:
a) Bohater wpada na pogrzebie przez zamknięte drzwi i wyciąga swoją ukochaną z trumny :/
b) Ileś tam lat później odkopuje jej zwłoki żeby sobie na nie popatrzeć:/
c)Bohater stoi sobie pod drzewem i życzy cierpień piekielnych kobiecie, którą kocha a czemu poświęcony jest ten cały żenujący film
d)Bohater wchodzi do pokoju a tam biała laska sobie siedzi, jego ukochana:/
4)I to co najgorsze. TEN FILM W OGóLE NIE JEST O MILOSCI. Za to jest o NIEUSTANNYM PIERD... O MILOSCI. Tutaj 90% dialogów wygląda de facto następująco:
-Kocham Cie
-Kocham Cię
-Ja Ciebie tez
-No to ja również
-Kocham Cie

I tak przez 105 minut.

Nie chce nikogo urazić po raz kolejny, ale to wg mnie dobry film do oglądania przy np. prasowaniu albo krojeniu cebuli. Prawda jest taka, że historia jest tak opowiedziana, że nieustannie reżyser nam pakuje fiuta do mózgu. Sceny, które mają byc wzruszające, są nachalne aż do zrzygania: muzyka, kadrowanie, no i oczywiście same wydarzenia, typu wyciąganie zwłok z trumny (moja ulubiona scena:)

Pozdrawiam wszystkich

ocenił(a) film na 9

Jako,że to jeden z moich ukochanych filmów postaram sie krotko z zwięźle odpowiedzieć na postawione mu przez Ciebie zarzuty.

1) Nie wiem jak se kręci romansidła kategorii B bo szkoda mi zycia na ich oglądanie. Faktycznie "Wichrowe wzgórza" sa nieco fragmentaryczne, ale to przeszkadza głównie ludziom, którzy czytali książkę. Oni wiedzą, że coś było pomiędzy poszczególnymi filmowymi scenami i tego czegoś może w filmie brakować. Niesądzę jednak by przez owa fragmentaryczność film byl mniej zrozumiały dla odbiorców nieznających literackiego pierwowzoru.

2)Jeśli chodzi o postaci to jednak ważne jest ich literackie pochodzenie. W książce, tak samo, ich uczucia zmieniają się z każdą kartą. No i właśnie o tym jest na książka i ten film: Katarzyna i Heathcliff kochają się i nienawidzą jednocześnie, nie mogą być ze sobą i nie potrafią żyć osobno. Są jedną osobą, swoim życiem, przekleństwem które ich zabija i doprowadza do obłędu...

3)Zgadzam się, że film ma w sobie trochę patosu. Wymienione przez Ciebie sceny, tak jak i muzyka podkreślają jednak silny ładunek emocjonalny, wagę tematu, klimt bo nie jest to film o błahych sprawach.

4) Wydaje mi się, że jednak nie dosłyszałeś kilku innych dialogów, albo po prostu z góry załozyłeś że są, że są monotonne. To film pokazujacy pięno jakie na życiu dwojga bohaterów odcisnęla ich miłość. O czym mają więc byc te dialogi??

"Wichrowe wzgórza" obejrzałam wczoraj po raz kolejny i wcale nie czuję sie jakbym miała "fiuta w mózgu". Ty chyba tak się czujesz i przykro mi z tego powodu ;)Ale przecież każdy ma swój własny gust i próg wytrzymałości na konkretne filmy.

użytkownik usunięty
Mirabilisa

1) No i ? Powieść to powieść, a film to film. Widz nie może być stawiany w sytuacji takiej, że prawidłowy odbiór wydarzeń jest uzależniony od znajomości literackiego oryginału. Dlatego też nie każdy może być dobrym scenarzystą:)Tutaj mamy podręcznikowo źle przełożoną literaturę na język filmu. Jeśli usuwamy z filmu pewne wątki (żeby nie trwał on 7 godzin), to robimy to z głową, a nie bierzemy wszystkiego po trochu:)
2)Jeżeli ich uczucia i zachowania zmieniają się z każdą kartą, to postaci są po prostu papierowe. Ja kupuję historie, które się kleją. A tutaj nie dba się o logikę i psychologię, zachowania postaci podporządkowane są historii, mają być efektowne i napędzać akcję do przodu. Zgoda, ale nie w taki sposób. Widz (czytelnik również) identyfikuje się z bohaterem, który jest w jakiś sposób do niego podobny. Tu postaci służą stwarzaniu kolejnych patetycznych scen.
3)No właśnie. W tym filmie są TYLKO I WYLACZNIE takie sceny. Nie ma tła, nic się de facto nie dzieje. Ładunek emocjonalny? Bardzo chętnie! Ale on musi się na czymś gromadzić. A tu nie ma kondensatora, czyli tła.
4)O czym mają byc te dialogi? Hm. O czymkolwiek! Jak ktoś cały czas mi nawija, jak bardzo kogoś tam kocha, to ja bardzo szybko mam to w nosie! Akcja - tego tu tak naprawdę brakuje.Czy tylko gadką można mówić o miłości? W "Przeminęło z Wiatrem" szaleje wojna secesyjna, w "Casablance" mamy nazistów i w ogóle. W takich ramach wątek miłosny aż się rozgrzewa do czerwoności! Tutaj wieje wiatr na wrzosowiskach:-/ Wow.

Co do "fiuta w mózgu" ... :) To określenie właśnie na takie filmy, czyli takie, które wzruszają na siłę i nie pozwalają nie wzruszać.


Pozdrawiam serdecznie!

ocenił(a) film na 8

Ok, piszesz, że kiepsko przenieśli powieść na ekran, której nawet nie czytałeś...Ja uważam, że film genialnie oddaje klimat książki Bronte. Nie każdy gustuje w takiej literaturze i takich filmach, więc nie dziwi mnie że komuś moze się nie podobać. Według mnie bohaterowie ksiażki i filmu zachowują się tak jak sie zachowują, bo są rozchwiani i "zwichrowani", mają bardzo złożone charaktery i zostało to świetnie oddane.

użytkownik usunięty
kacheta

Witam

Nie czytałem to fakt. Ale to nie ma żadnego znaczenia!

Obejrzałem FILM i nic mnie powieść nie obchodzi.

FILM jest słaby, KSIĄżKA - nie wiem i nie chcę wiedzieć.

Dlaczego jak przychodzi do ekranizacji literatury to wszyscy ją oceniają tylko i wyłącznie pod kątem WIERNOSCI książce?

"Rzeczy które na kartach powieści zajmują 15 stron i są dobre, w filmie trzeba ograniczyć do jednego ujęcia" S. Kubrick

Innymi słowy, przełożenie języka powieści na język filmu to karkołomne dzieło, zwłaszcza gdy mamy do czynienia z historią wielowątkową.

Tutaj mamy naprawdę kiepski scenariusz, napisany tylko po to żeby bestseller trafił do kina. Po prostu film jest zrobiony "na odpiepieprz". Z materiałem właściwie nic nie zrobiono, mamy zlepek scen.

Bohaterowie mają skomplikowane charaktery w powieści?

Fajnie.

W FILMIE są chaotyczni a ich zachownia są funkcjonalne, są od tego żeby historia szła do przodu a nie po to aby ją współtworzyć.


Pozdrawiam!

ocenił(a) film na 10

Wiesz, dlaczego? Bo ekranizacja przenosi na ekran to, co jest na stronach powieści. Nigdy nie będzie to dokładne przeniesienie, ale jednak. I tym się różni od adaptacji literatury, która może się opierać nawet tylko na jednym, najdrobniejszym wątku. Dlatego ekranizacje ocenia się pod względem podobieństwa do pierwowzoru.
Piszesz, że masz w d... książkę, ośmieszając się tym. To tak jak gdyby hodować roślinę, mając gdzieś jej korzenie, a interesując się tylko jej kwiatem. To normalne, że nie znając książki, nie zrozumie się filmu i jego klimatu, który w tym wypadku jest identyczny do książkowego.

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
użytkownik usunięty
1vinga

Spoko.

"Nie podoba Ci się, to twoja strata, ale nie pisz bzdur."

Dawaj argumenty, jeśli jakieś masz.

Bluzgi po mnie spływają:)

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
użytkownik usunięty
michalczak1

Uwielbiam takie zagrywki !

Wyzywaj mnie dalej !

Bo przecież tylko tyle możesz.

ocenił(a) film na 8

Jak masz wszystko w dupie, to po co odpisujesz :P

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
Azazello_5

ja się po częsci zgadzam z założycielem tematu. Bardzo źle przełożona moim zdaniem książka, bo chociaż jej nie czytałam, nie wierze, że byłaby ona tak zła. Za to moim zdaniem w tym filmie było za dużo akcji. Za szybko isę wszystko działo, nie on miał specyficznego klimatu. Widz, który nie czytał książki (jak ja) nie zdążył zżyć się z bohaterami, współczuć im, czuć po nich żal, bo było za mało ujęć, które oddawałyby emocje, a za dużo tych, które przedstawiały konkretne wydarzenia. Mogliby zrezygnować z niektórych wątków, a inne przedłużyć. Oglądając "Wichrowe Wzgórza" miałam ciągle wrażenie, że ten przekaz, kóry jest w filmie nie jest do końca jasny, czytelny,nie w pełni oddany i że w pierwowzorze jest coś więcej. Jak dla mnie film dla tych co przeczytali książkę.

ocenił(a) film na 9
dr_Szajkalove

Twoja wypopowiedź jest nielogiczna.

Zgadzasz się z autorem tematu (który zarzucał filmowi brak akcji) i jednocześnie twierdzisz, że akcji w "Wichrowych wzgórzach" było zbyt wiele. Chyba że do tego odnosi się stwierdzenie, że zgadzasz się ze Siuxem "po części".

Uważasz, że źle przełożono na film książkę, której nie czytałeś. Albo powtarzasz po kimś, albo piszesz zupełnie bez sensu. Nie czytając książki nie możesz tego stwierdzić.

Piszesz rówinież, że możnaby zrezygnować z niektórych wątków by zaraz potem zastanawiać się nad tym czy w pierwowzorze jest coś więcej...Poza tym ten film to właśnie głównie uczucia i emocje bohaterów (myślę, że kilka osób z postów powyżej zgodzi się ze mną).

Fakt, to film głównie dla tych którzy przeczytali książkę. Potem można obejrzeć film ponownie i dostrzec w nim to czego nie udało się dostrzec za pierwszym razem.

Mirabilisa

tak, właśnie dlatego napisałam "po części". Bo nie zdadzam się, że bylo za mało akcji. Dla mnie było stanowczo za dużo.

"Uważasz, że źle przełożono na film książkę, której nie czytałeś."

Ok, tutaj masz rację (a tak wogóle to powinno być "czytałaś",a nie "czytałeś"). Rzeczywiście nie mogę tego tak porównywać, ale oglądając ten film miałam ciągle wrażenie, ze coś tu jest źle przekładane. Akcja było chaotyczna, nielogiczna. Nie wydaje mi się, że to możliwe, żeby książka też taka była. Nie trzeba czytać książki żeby podczas filmu nasuwało się pytanie "coś tu jest nie tak". Jeśli jednak jest ona tak samo szybka w akcji, zawiła, jest w niej mało fragmentów tworzących klimat, to oczywiście się mylę, a takiej możliwości nie wykluczam. Jednak pisząc, ze w pierwowzorze jest coś więcej miałam na myśli nadzieję na to, ze w książce jest więcej opowieści o ich uczuciach, emocjach, ich miłość bardziej przykuwa uwagę czytelnika, zżywamy sie z postaciami. Dla mnie postaci w tym filmie nie miały głębi, biegali z uczuciami na wierzchu i łatwo było domyśleć się co zrobią. Zastanawiam się czy w książce jest coś jeszcze, "coś więcej", czyli nie wydarzenia, ale emocje i może nawet jakiś przekaz.
pozdrawiam

dr_Szajkalove

Jesteś starsza o 13 lat. Przeczytałaś? bo wg najnowszych badań 25% domostw w Polsce nie posiada ani 1 książki
https://www.youtube.com/watch?v=fIUHMUqj0Bc&lc=UgxCZ2Tf3QIEeiwc2H54AaABAg

Nie wiem czemu wszyscy tak w tych odpowiedziach na Ciebie najechali, nie znosze czegos takiego, brak szacunku i nietolerancji! To ze Ci sie ten film nie podobał to TYLKO TWOJA SPRAWA, nikt nie ma prawa tego negowac, czy ty mówisz zle czy dobrze! COS TAKEIGO WOGÓLE NIE POWINNO MIEC MIEJSCA!!!!!! Nie podbał Ci sie i okay, twoja sprawa! Nie rozumiem tych ludzi co napisali te sowje odpowiedzi. ALe nic i tka z tym nie zrobie.
Pozdrawiam serdecznenie
Agnieszka

ocenił(a) film na 10
freddie_6

Moim zdaniem nikt tu na nikogo nie najeżdża. Siux powiedział swoje zdanie, fanów filmu i książki ( do których też się zaliczam) mógł oburzyć fakt, że nie czytając książki można wyrażać tak śmiałe poglądy, na temat, którego nawet się nie rozumie.

Z tego, co widzę "Siux", to niezły z Ciebie prymityw.Nie dziwię się, że nie rozumiesz tego melodramatu, bo wypadałoby najpierw przeczytać powieść.Jak już to zrobisz, to spróbuj obejrzeć ten film jeszcze raz.I nie wyśmiewaj pewnych scen (jak np Twoją ulubioną) bo wybacz, ale rozpacz pewnego mężczyzny po stracie ukochanej, bratniej duszy, który nie miał łatwego życia, jakoś mnie nie śmieszy.Widać, że chyba niezbyt często czytasz książki.Ponadto proszę nie używaj sformułowań typu:"Wpakował fiuta do mózgu", bo robi mi sie nie dobrze, chyba tak jak innym, inteligentnym FILMWEB-owcom. Pozdrawiam.

film nie umywa sie do ksiazki opuszczono tam wiele waznych watkow , ksiazka jest bardziej porywajaca i ciekawsza , mam nadzieje ze bedzie jeszcze jedna wersja tego filmu i bardziej wierna ksiazce.

ocenił(a) film na 7

"reżyser nam pakuje fiuta do mózgu"....widac ze mamy do czyniena z czlowiekiem na niskim poziomie. Temu panu juz dziekujemy.

ocenił(a) film na 9

Każdy ma prawo do własnego zdania, pod warunkiem, że przedstawi je w sposób kulturalny. Siuxowi się nie udało. Ja akurat ten film lubie. Widziałam najpierw film ( i o dziwo, pomimo fragmetaryczneg, nie logiczneg scenariusza i braku akcji :P) wszystko zrozumiałam, więcej przeczytałam książke. Było to już dobrych parę lat temu i do tej pory czytałam książke tyle razy, że znam ją na pamięć. Mam wrażenie, że autor tematu szukał w filmie poprostu czegoś innego. To jest film o miłości, głównie o tym, o uczuciach, nie ma pojedynków, pościgów konnych itp., bo historia nie jest o tym. Może się to komuś podobać albo nie, kwestia gustu :).

ocenił(a) film na 10

Ja też tylko oglądałam film i wszystko zrozumiałam. Co do wyrażania swoich opinii to zgadzam się z tym, że można to robić ale najpierw trzeba znać podstawowe zasady kultury..."fiuta do mózgu" sorry ale to o kulturze nie świadczy................A w ogóle to skąd ty wziąłeś to wyrażenie??!! żal.........

użytkownik usunięty

Po obejrzeniu tego filmu przekopałam sobie całe forum, żeby znaleźć temat, którego treść pokrywałaby się z moimi odczuciami (nie chciało mi się zakładać nowego), i znalazłam ten - wprost idealny... szkoda tylko, że autora chyba już nie ma na FW.

>Sceny, które mają byc wzruszające, są nachalne aż do zrzygania
100% true.Tego się po prostu nie da znieść. Patos i kicz obecne są w każdej scenie, w każdym ujęciu. Ze wspaniałej powieści zrobiono harlekin. Smutne to cholernie.

>TEN FILM W OGóLE NIE JEST O MILOSCI. Za to jest o NIEUSTANNYM PIERD... O MILOSCI.
Znowu true. A najlepsze jest to, że w książce zwrot "Kocham cię" nie pada ani razu! BTW ja w przeciwieństwie do autora wątku czytałam książkę - jest świetna. Doskonale skomponowana, postacie żywe, fabuła logiczna, co w niczym nie przeszkadza obecnej na jej kartach namiętności. A w filmie zostawili tylko namiętność, a raczej chcieli zostawić namiętność (bo jak już mówiłam wyszedł kicz i patos), a z reszty wybrali wszystkiego po trochu, przez co postacie sprawiają wrażenie kukieł bez psychologicznego zaplecza, a rozwój fabuły jest bez sensu.

To jedno z najgorszych przełożeń literatury na język filmu, jakie oglądałam, o ile nie najgorsze. I nie ma co się oburzać na "fiuta w mózgu", kiedy człowiek ma rację - ten film sux.

Pozdrawiam :)

użytkownik usunięty



Nie rozumiem zarzutów o kiczowatość.
Nie jest tego kiczu aż tak dużo. Proponuję porównać WW z jakimkolwiek telewizyjnym dramatem z serii "Moja córka ma raka a mnie bije mąż" powstałym w tym samym czasie albo z operami mydlanymi - to jest dopiero wysyp kiczu...

Książka Bronte jest troszkę kiczowata, więc i film zrobiono kiczowaty. (Żeby nie było, czytalam ją miliard razy w liceum, a kilka lat temu również raz po angielsku).

Gdyby film WW powstał sam z siebie, gdyby książki w ogóle nie było, nazwałabym go masakrycznym gniotem.
Jest jednak adaptacją powieści, a powiedzmy sobie szczerze, powieść jest miejscami kiczowata. Dialogi (niektóre wypowiedzi Kathy i Heathcliffa), słowa z listów, które młody Linton pisze do Kaśki, sceneria (mroczny dwór, wrzosowisko, przyroda odpowiada stanom uczuciowym bohaterów)...

Nie mam bynajmniej "pretensji" do książki, ze jest jaka jest - to co dla nas jest kiczem, kiczem nie było w I połowie XIX w. Gdyby ktoś wysmarował cos takiego dzisiaj, byłaby to jedna wielka porażka. Patzrąc wedle dzisiejszych wzorców, 'Cierpienia Młodego Wertera' równiez sa kiczowate, podobnie jak westchnienia Micka do Maryli. Nawet 'Przeminęło z wiatrem", które przecież zostało napisane w latach 20. (30.?), zieje kiczem na kilometr.

Pomijając nieścisłości fabularne, film oddaje w pełni (przynajmniej moim zdaniem) nastrój powieści. Podoba mi się gra Fiennesa - dokładnie takiego Heathcliffa widziałam oczyma wyobraźni. Juliette nie jest może aż tak zachwycająca, ale też nie można mieć zastrzeżeń.

Scenografia (wrzosowisko) jest przepiękna, a przeciez tak łatwo było ją spalić - wystarczyło zasadzić jakiś domek rodem z Harlequina...

No i najwazniejsze: powala mnie muzyka Sakamoty. Te dźwięki nie tylko słychać, je po prostu czuć! Melodia wbija się w mózg, drąży, rozdziera, porywa... Za samą ścieżkę dźwiękową dałabym 8 :)

(mam nadzieję, że Merricat nie użyje teraz na mnie swego bicza ;)))

użytkownik usunięty

Może i ten paździerz nie jest tak kiczowaty jak produkcje typu "M jak mielizna" czy "Łysi i piękni", ale czy to stawia go w lepszym świetle? Idąc tym torem należałoby uznać za dobre wszystkie filmy choć odrobinę lepsze od oper mydlanych, a to przecież nie jest tak...

Nie uważam, żeby książka Bronte była kiczowata, przeciwnie - spodziewałam się taniego romansidła, a dostałam wybuchową mieszankę prawdziwych, surowych uczuć, pozbawioną całkowicie pozbawioną ckliwości. Duża w tym zasługa Ellen Dean, która jest bardzo konkretną narratorką, może dlatego tak trudno było to przenieść na ekran. Zadziwia mnie, że taka mała, drobna Emily mogła stworzyć coś tak mocnego. No dobra, może scena odgrzebywania trumny to było przegięcie, ale w tamtych czasach takie motywy były na czasie, trzeba wziąć poprawkę na epokę.

"Przeminęło z wiatrem" nie jest według mnie ani trochę kiczowate... "Wertera" czytałam wieki temu jeszcze w budzie i już go nie pamiętam (tj. pamiętam, że miałam ochotę trzasnąć Wertera w dekiel, no ale wiadomo, człowiek młody to głupi :)

Dzisiejsze wzorce?! Litości, dzisiejsze wzorce to harlekiny i Daniel Stil, czy jak jej tam. Który z dzisiejszych romansów ma szanse wejść do klasyki światowej literatury? Nie dorastają "Wichrowym" do pięt. Na szczęście przeczytałam książkę przed obejrzeniem filmu - gdyby było inaczej, nie sięgnęłabym po nią w życiu Warszawy.

To nie jest kiczowata ekranizacja kiczowatej książki, tylko kiczowata ekranizacje genialnej książki, odarta z logiki, pasji i dobrego smaku pierwowzoru. Zgoda, muzyka jest ok, dobrze oddaje klimat wrzosowisk, Sinead jako Emily też mi pasowała. Ale wiosny nie czyni.

(Bicza? Jakiego bicza, bo nie kapuję... :)

użytkownik usunięty

Bardzo, ale to bardzo lubię wszystkie książki sióstr Bronte. Wszystkie mają w sobie jakiś pierwiastek kiczowatości (poprawka na epokę własnie:)), ale jeżeli porównasz np. "Jane Eyre" z "Wichrowymi", od razu widoczna jest różnica: pierwsza zawiera procentowo naprawdę niewiele kiczu, właściwie tylko w samym języku dialogów między postaciami - druga jest często kiczowata również na płaszczyźnie treści i stylu: tajemniczy sierota - Cygan, dobry blondynek - ciapa kontra sexy brutal w czerni, obraz wspomnianej już burzy jako metafory namiętności zranionego Heathcliffa, cała scena z Kaśką w łózku i szarpiącym ją Heathcliffem, młoda Kaśka zamknięta w wierzy jak księzniczka... etc. Dla mnie to kiczem jednak pocapuje, co nie przeszkadza mi bez końca wracać do WW.

Przeminęło z wiatrem uważam za jedną z najbardziej kiczowatych ksiązek w historii prawdziwej literatury ( nie liczę żadnych Daniel Stil, Nory Roberts i innych takich), o filmie nie wspominając. Zważywszy, że powstała co najmniej sto lat po siostrach Bronte, jej kiczowatość wybija się dodatkowo na tle epoki. Scena, w której Scarlett biegnie w ramiona lubego (parodiowana chyba setki razy) zawsze wzbudza we mnie śmiech. Nie zmienia to faktu, że to bardzo dobry film i całkiem przyjemnie się go ogląda, jeżeli człowiek nie oczekuje żadnej filozofii.

Miałam odwrotną kolejność, najpierw był film - potem książka. Film uznałam za śliczny (miałam 15 lat) i zaraz pobiegłam do biblioteki osiedlowej po książkę :)

Sineda nie poznałam i byłam w szoku, gdy powiedziałaś mi że to ona! :) Nie podoba mi się w ogóle ta wstawka i jest moim zdaniem niepotrzebna.


(a to, co trzymasz w ręku, to nie biczyk?)

użytkownik usunięty

Osobiście wolę WW od "Jane Eyre", moim zdaniem są sprawniej napisane. Akcja "Jane" momentami za bardzo sie ślimaczyła, a to, co Charlotte Bronte zrobiła na końcu z panem Rochesterem... pewnych rzeczy nie można wybaczyć ;)

Jak zrozumiałam, według Ciebie sama konwencja gotycko-romantyczna kwalifikuje książkę do rzędu "kiczowatych". Ja tak nie uważam, moim zdaniem wszystko zależy od stylu pisania autora. Przy WW praktycznie wcale nie zwracałam na tę konwencję uwagi - Ellen Dean opowiada wprawdzie rzeczy "niesamowite", ale w sposób zupełnie naturalny, czego nie można powiedzieć o nieco egzaltowanej narratorce w "Jane Eyre".

>dobry blondynek - ciapa kontra sexy brutal w czerni
Nie uważam Edgara za ciapę. On był po prostu dobry - zwyczajnie dobry, jak człowiek. Z usposobienia był spokojny, więc trudno mu było zrozumieć silne charaktery Cathy i Heathcliffa. Tego ostatniego też jakoś nie postrzegałam jako "sexy brutala w czerni", tylko jako psychopatę. Ok, może nie aż psychopatę, ale człowieka o skłonnościach do niszczenie siebie i wszystkich wokół siebie, co kwalifikuje go na terapię, a z drugiej strony imponował mi tym, że potrafi żywić tak silne uczucia. A w filmie z jednego zrobiono kukłę bez charakteru, z drugiego pomyleńca wygłaszającego miłosne tyrady. Żadnej próby głębszego spojrzenia na żadną z postaci, nic.

W kwestii "Przeminęło z wiatrem" nasze zdania są od siebie tak skrajnie różne, że aż nie chce mi się o tym pisać... i nie będę, bo to offtop :)

(Aaa, to Tobie chodzi o mój avatar? O rany :D Gdybyś przyjrzała mu się bliżej, zobaczyłabyś, że ten pan trzyma w ręku trójząb, a nie żaden, za przeproszeniem, "biczyk". Biczyk - ludzie, trzymajcie mnie, lol :))))

użytkownik usunięty

"Jak zrozumiałam, według Ciebie sama konwencja gotycko-romantyczna kwalifikuje książkę do rzędu "kiczowatych" - w zasadzie to tak, ale nie przeszkadza mi to bardzo, ale to bardzo lubię takie książki, jezeli są - jak mówisz - dobrze napisane.

Jane jest trochę egzaltowana, ale ma w sobie wiele zdrowego rozsądku i nie kieruje się wyłacznie emocjami/uczuciami. Porównując ją nie z Ellen (jako narratorkę) lecz z Cathy (jako bohaterkę) wydaje mi się, że wolałabym osobiście być jak Jane, nie jak Cathy. Ta druga za bardzo kierowała sie w życiu namiętnością i miała raczej dość egotyczny charakter.

"Przeminęło z wiatrem" - zawsze oglądam, jak puszczają w święta, więc coś nas pewnie jednak tutaj łączy ;)

Edgar i Heathcliff, no cóż - tak ich nazwałam, jak nazwałam;), ale chodziło mi bardziej o to, żeby przedstawić wyraźny kontrast między nimi i nieznośnie konwencjonalne związki wyglądu z charakterem, czego bardzo nie lubię w powieściach i filmach. Myślę, że Heathcliff miał po prostu jakąś pokręconą wizję miłośći, jak mówisz - kwalifikującą się na terapię, ale zapewne wynikało to z jego równie pokręconego dzieciństwa (którego połowy nie znamy, a i druga nie zapowiada się zbyt pięknie). Przez całe życie musiał walczyć o wszystko, wydzierać sobie własnoręcznie i bułkę, i uczucie, więc i Cathy traktował w ten sposób. Wydaje mi się też, ze jego skłonność do niszczenia ludzi wynikała z woli zemsty. Doświadczył niesprawiedliwości, również w "dorosłym życiu" (piszę w "", bo oni oboje z Kasią w zasadzie nie byli do końca ani dorośli, ani dojrzali). Kobieta, którą kochał, wybrała innego - jego zdaniem tylko dlatego, że tamten był wykształcony i bogaty. Uwierzył więc, że świat jest zły a ludzie niesprawiedliwi, i teraz należy mu się wszystko to, co postanowił sobie zabrać.

Co do Edgara - nie przeszkadzała mi jego ludzka dobroć, nie wydaje mi się tez, żeby był on wcale taki dobry. Parę razy potraktował Heathcliffa naprawdę podle - i w przeciwieństwie do działań tego drugiego, jego były z góry zaplanowane. Osobiście wolę, gdy ktoś popełni jakieś draństwo w afekcie, niż gdy po prostu metodycznie kogoś tępi.
Drazniła mnie trochę jego flegmatyczność i unikanie za wszelką cenę konfrontacji, nawet gdy powinien już jednak do tej konfrontacji stanąć (patrz: scena z kluczem). Uważał, ze emocjonalność Cathy jest jej wadą i przez to chyba trochę patrzył na nią z góry, jak na dziecko, chcąc ją "wychować".


(Trójząb, faktycznie.... Wybacz, zmyli mnie entourage tego pana i pomyślałam, że to męska domina, a jak domina to i pejcz. Zdecydowanie musze przestać oglądać nocami "Jerry Springer Show" :P)

użytkownik usunięty

Kaśka było kopnięta, nie zaprzeczę. Dlatego tak idealnie pasowali do siebie z Heathcliffem. Bardzo podobały mi się jej słowa, że "on jest bardziej mną niż ja sama". A spodobały mi się dlatego, że wcześniej sama doszłam do wniosku, że w miłości jedno musi być jakby dalszym ciągiem i uzupełnieniem drugiego... ale kopnięta była, fakt :)

"Przeminęło..." leci w święta? A ja myślałam, że tylko Kevina i "Szklaną pułapkę" puszczają... dawno nie oglądałam tv.

Twój opis niejednoznaczności Heathcliffa i niejednoznaczności Edgara pokrywa się z moimi odczuciami. Specjalnie o tym nie napisałam, żebyś sama to przyznała (makiaweliczna jestem, nie? ;) W książce nie były to więc, jak sama teraz przynajesz, czarno-białe postacie...a w tym kałowym filmie tak! Kto na podstawie tego gniota byłby w stanie coś więcej wywnioskować o charakterze
jakiejkolwiek postaci? Nikt, bo każdą postać pozbawiono charakteru i odarto z psychologii. Czyli miałam rację - książka jest super, film sux. Q.E.D.

(Że coooooo?! Męska, tfu, domina? Jestem wstrząśnięta. Nie posiadam się wprost z oburzenia i rozbawienia :D I co to za jakiś zboczony program - żeby porządna dziewczyna takie świństwa po nocach oglądała. Wstyd :P )

użytkownik usunięty

Ano fakt, że pasowali do siebie temperamentami. Wydaje mi się jednak, że Heathcliff stał się egotykiem dopiero po tym, jak został odrzucony (przez nią, rodzinę, świat), zaś Kaska była egoistyczna cały czas, od dziecińśtwa zachowywała sie jak rozkapryszona królewna.

Może i troszkę spłycono postacie, ale ja ogólnie nadal lubię film, bo dzięki niemu sięgnęłam po książkę, poza tym ma inne walory :)

(Jerry Springer Show? To taki głupi program a la talk show, gdzie przychodzą ludzie powiedzmy ... ekscentryczni, w dużym zaokrągleniu. Głupi okropnie, nie tyle zboczony co durny. Ale po obejrzeniu go zawsze przestaję na pewien czas narzekać na moich krewnych ;))

użytkownik usunięty

A, co do "Wiatru" - leci w święta zawsze co roku na jedynce. Tyle, że w Święta Wielkanocne :)

PS. Określenie "kałowy" (przypominające do złudzenia słowo "chałowy") wzbudziło we mnie salwy rechotu. Jeśli sama je wymyśliłaś, gratuluję pomysłowości.

ocenił(a) film na 3

Nie powinnam porównywać książki do filmu bo zazwyczaj przy takim porównaniu film wypada dużo gorzej. Powiem szczerze, że oglądając film (a mając już za sobą książkę) miałam ogromny problem z odnalezieniem się w fabule. Wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie. Zastanawiałam się wtedy jak odbierali to ludzie, którzy książki nie czytali...no cóż.
Postacie są dla mnie szare, nijakie. Heathclife był łotrem, potworem. Tu pokazano go jedynie jak człowieka powiedzmy złego. Katarzyna? Rozpuszczona egoistka. W filmie taka jakas zadna... I do tego zupełnie nie wyglądające na swój wiek.
Kiepsko jak dla mnie.

ocenił(a) film na 9

Wichrowe Wzgórza to jeden z moich ulubionych filmów. Jest naprawdę świetny. Jak komuś się nie podoba to nie musi go oglądać. Nie wiem dlaczego mówicie że jest nie zrozumiały- ja wszystko rozumiem w tym filmie może niektórzy mają za małe mózgi żeby tam coś wlazło.

ocenił(a) film na 8

A propos punktu 3 ppkt b):

"Bohater" czyli Heathcliff, odkopuje zwłoki Cathy nie po to, żeby, jak piszesz, "sobie popatrzeć"... A mianowicie wierzy on, że poziom rozkładu ciała świadczy o przywiązaniu duszy do świata ziemskiego; chce się przekonać, czy jej duch jeszcze jest "w pobliżu". Okazuje się, że mimo upływu całego roku, ciało Cathy wygląda jakby zmarła niedawno, że jest w dobrym stanie, co Heathcliff rozumie właśnie jako ciągłą obecność jej duszy na świecie. Uważa, że jej dusza nie może zaznać spokoju.

Wiem, że to nie rozwiązuje Twoich/Pana (raczej Twoich) wątpliwości względem filmu, ale radzę obejrzeć go uważniej - fakt, względem pierwowzoru literackiego jest dość okrojony i uproszczony fabularnie, co sprawia wrażenie zamętu i chaosu, ale typowe romansidło to na pewno nie jest.

Pozdrawiam.

Odniosę się tylko do jednej kwestii. "Wyciągania zwłok z trumny". Dla mnie jest to jedna z piękniejszych scen w całej historii konematografii.
Jeżeli ktoś w najmniejszym stopniu nie identyfikuje się z bohaterem to faktycznie dla niego cały film jest niezrozumiały. Jakbym ja straciła kogoś kogo kocham nad życie,darzyłabym ogromną miłością która mimo że odwzajemniona nigdy nie była spełniona, przepełniałoby to moje serce goryczą, ogromnym żalem i nienawiścią do świata za to że nie mogę być z moją miłością. W ten sam sposób żegnałabym się po jego śmierci. Innego pożegnania sobie wręcz nie wyobrażam.
Najwidoczniej jeszcze wielu spraw po prostu nie rozumiesz, nie czujesz tego klimatu.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones