Nie rozumiem tylu niepochlebnych opinii na temat tego filmu. Skąd taka ilość komentarzy w stylu "ale nudy" i "zmarnowane 19 zł"? Czyżby rzeczywiście nikt poza mną nie uległ urokowi wiatru hulającego po wzgórzach? Czy tylko ja wpadłam w tak przedziwny nastrój obserwując ćmy usiłujące wydostać się na mgłę spowijającą Wichrowe Wzgórza? Nie wierzę, że jestem sama. Ten film nie miał być wierną ekranizacją książki, a już na pewno nie miał czerpać z jej wcześniejszej adaptacji. Ogólny nastrój, niewielka ilość dialogów, brak muzyki to niewątpliwie czynniki, które przyczyniły się do tego, że momentami patrzyłam na ekran zauroczona. Wrażenie takie towarzyszyło mi aż do ostatnich scen, których nostalgiczny klimat podsycała muzyka w wykonaniu Mumford & Sons. Do seansu podchodziłam sceptycznie. Nawet bardzo sceptycznie, za sprawą ilości negatywnych komentarzy. Moje oczekiwania były wysokie ale po obejrzeniu zwiastunów wiedziałam, czego mniej więcej mogę się po tym filmie spodziewać. Nie zawiodłam się. Ogólne wrażenie było dobre, może nawet trochę więcej niż dobre.