Znakomite zwieńczenie opowieści i prawdziwe widowisko wizualne. Film kompletny pod względem realizacji, fabuły, kreacji głównych bohaterów i przesłania. Dwójka słabsza od jedynki generalnie, jeśli chodzi o piosenki. Mnie nie powaliły one na kolana, ale to też wynika z totalnie innej specyfiki drugiej części. Poddaje też pod dyskusję finał relacji Elfaby i Fijero, bo osobiście uważam, że pod pewnymi względami twórcy nieco się przestraszyli.
Poza tym bez zastrzeżeń. Genialna opowieść, którą chce się przeżywać i chłonąć jak za pierwszym razem. Wszystko się zgadza
Twórcy się nie przestraszyli. Zakończenie jest jak w musicalu (dodano jedynie pokazanie gdzie oni poszli).
Ogólnie Wicked jest na bazie musicalu z 2004, więc tam trochę pogrywali by być z jednej strony jak najbardziej LGBT jak się da, a z drugiej by wpisać się w ówczesną poprawność gdzie o takich wątkach mowy nie było w czymś co ma być komercyjnym hitem.
Dlatego to relacja Elfaba- Glinda jest rozbudowana.
Zgadza się, że w części pierwszej utwory robią większe Wow, są wizytówką całego musicalu oraz są bardziej znane dla szerszej publiczności. Natomiast nie powiedziałbym, że utwory z For Good są gorsze. Kompletnie się z tym nie zgadzam. Po prostu druga część ma inny ton, jest zwieńczeniem tej historii a sama opowieść jest dużo bardziej sentymentalna. Bo taka miała być. Uwielbiam "For Good", "As Long As You're Mine", "No Good Deed", "Every Day More Wicked" (którego nie ma na deskach teatru) czy nowe utwory stworzone specjalnie pod film. Czekałem na niego okrągły rok, jak wielu z Nas. Praktycznie dzień w dzień słuchałem utworów z II aktu w wersji z oryginalnego musicalu. Scaliłem się z nimi tak mocno, że na pierwszy obu seansach, na których byłem ryczałem prawie cały czas. Tak bardzo ujęła mnie ta historia, muzyka i cały świat OZ. Sam film przeszedł moje wyobrażenia a zarazem był taki jaki sobie wyobrażałem, że będzie! Pewnie nie do końca jestem obiektywny. Natomiast dawno żadna produkcja nie wywarła na mnie takiego wrażenia jak właśnie Wicked.