Jestem pod wrażeniem. Zacznę jednak od minusów:
-relacja Eliasa i Lucasa była bezpłciowa, drewniana, pozbawiona ciepła, przekonującej miłości. Myślę, że celowo postawiono na budowanie niepewności, minimalizm, ale ta surowość mogła wzbudzić podejrzenia u wyrobionego widza, na temat tego, co w ostateczności się okaże.
-koncepcja urojeń, widzenia kogoś, kto nie istnieje, jest z lekka wyświechtana i mało oryginalna.
I to są jedyne minusy, których się dopatrzyłam, lecz mimo wszystko nie odczuwałam ich na tyle, by mogły mi popsuć seans. Fabuła została znakomicie poprowadzona. Mimo, iż faktycznie, można by przypuszczać że coś jest nie tak, bo żaden bohater nie zwracał się personalnie do Lucasa, zostało to jednak przedstawione w bardzo naturalny, nienachalny sposób. Zdjęcia świetne, w końcowej scenie mało komu szczena nie opadnie na podłogę. Myślę, że ta niska ocena filmu na filmwebie, spowodowana jest kategorią, do której "Widzę, widzę" zostało zaszufladkowane. Ludziom wydaje się, że horror ma przerażać w taki bardzo klasyczny sposób; jakieś zjawy, noc, burza, bohater zostaje sam w domu, nawiedzone lalki, egzorcyzmy itp. Moim zdaniem ocena byłaby dużo wyższa, gdyby obok filmu widniała etykietka "thriller psychologiczny"
Jeśli dla kogoś emocjonalnym rollercoasterem jest Interstellar, to faktycznie się nie zrozumiemy :P