Uff....Warm Bodies to nie jest kolejny klon sagi "Zmierzch" a wzorowa robota Jonathana Levine'a ("50/50"). Kluczem do sukcesu tej komedii jest ironiczny, na prawdę zabawny scenariusz i duży, duży dystans do kolejnej już "zakazanej" miłości na dużym ekranie. Podobał mi się Nicholas Hoult, którego w akcji widziałam dopiero pierwszy raz! 23-letni Brytyjczyk w dobrym stylu wchodzi do Hollywood i wygląda na to, że dopiero się rozkręca. Jego rola zakochanego zombie "eR", świetnie prowadzona przez reżysera nie powoduje zgrzytania zębami, a wręcz przeciwnie - te męki potrafią na prawdę rozczulić. Ten film to także a może przede wszystkim dowód na to, że można przy odrobinie dobrych chęci zrobić coś z niczego. Kto by się spodziewał, że z takiego "materiału" można sklecić tak udany film? Po pierwszym zwiastunie raczej drwiłam niż wierzyłam w ostateczny sukces. Tymczasem Levine zamiast narzekać skroił bardzo ciekawy i udany projekt. Polecam? Jak najbardziej ;)

http://www.facebook.com/Madame0Rose