Producenci tego filmu muszą być naprawdę zdesperowani żeby opchnąć go młodszej
publiczności. O co w ogóle chodzi z nowoczesnymi piosenkami w filmach kostiumowych?
To wyglądało wystarczająco źle w zwiastunie do Gangster Squad.
Nie znam dobrze repertuaru Luhrmanna, ale zacząłem mieć wątpliwości co do Gatsby'
ego kiedy przypomniałem sobie "Australię".
dobre pytanie.. nie podoba mi się zwiastun w ogóle, oczekiwałem czegoś poważnego, ale to chyba takie nie będzie; podobnie w zwiastunie The Words, kurczę trailer świetny, a tu na koniec muzyczka jak z "teen movies"
cóż muzyka to nie cały film. ludzie pracujacy przy tym filmie sa świetni więc stworza cos fajnego- poczekajmy do świąt :) i będziemy oceniać
Mam nadzieję... Już zdarzało się nie raz, że soundtrack w trailerze był wyjątkowo beznadziejny, a sam film okazywał się bardzo dobry. Z resztą - pożyjemy, zobaczymy
A tak na marginesie: książka była niesamowita, weęc mam nadzieję , że film chociaż w połowie będzie tak porywający jak lektura.
W Empire Sierp. jest to wyjaśnione, reżyser mówi ze Fitzgerald opisał muzykę wówczas wpółczesną, więc reimaginacja reżysera filmu jest również muzyczna.
Producenci nie są zdesperowani, Baz już tak ma, obejrzyjcie sobie "Moulin Rouge!" i "Romeo i Julię" czy nawet "Roztańczonego buntownika" a przestaniecie się dziwić. "Australia" była wyjątkowo słabym filmem, mocno odbiegającym od stylu Luhrmanna, nie ma co oceniać Gatsby'ego w oparciu o "Australię", bo bliżej mu duchem do luhrmannowskiej Trylogii Czerwonej Kurtyny właśnie. Luhrmann to specjalista od zawracających w głowie obrazów. Miks nowoczesnej muzyki z kostiumami z epoki, krzykliwe kolory i barokowy przepych, trochę kiczu to podstawowe składniki jego poetyckich wizji. Naprawdę chcielibyście oglądać kolejną, "poprawną" i nudną jak flaki z olejem ekranizację? Co wam się nie podoba w soundtracku? Ta muzyka rozdziera serce i idealnie pasuje do filmu, nikt, by tego lepiej nie wymyślił.
popatrzcie na wpisy pod filmikiem na YT. Same ochy i achy. Niestety takie czasy. Muzyka Jacka White wcale mnie nie przekonuje, takie nie wiadomo co.
Trzymam kciuki za ten film bo książka świetna a film z Redfordem mimo że go bardzo cenie był taki sobie.
Opanuj się kobieto i nie bądź ignorantką, nie każdy będzie lubić muzykę Jacka White'a, i uważać go za wielkiego artystę. Ty zapewne masz również jakieś gatunki muzyczne, które ci nie podchodzą, lubisz Czajkowskiego? albo Slayer'a? Jeśli nie to przyjmując Twoją postawę mógłbym do Ciebie napisać zdanie składajace się z "Chyba cię posrało" + "coś aroganckiego".
LILARR - podpisuję się rękami i nogami pod Twoim postem. Liczę, że film utrzyma poziom Romea i Julii oraz Moulin Rouge - oba filmy uważam za rewelacyjne
zgadzam się. czekam z niecierpliwością na tę ekranizację. trailer zrobił na mnie ogromne wrażenie, do czego m.in. przyczyniła się właśnie muzyka. dużo można stracić będąc zamkniętym na współczesne, NAWET popowe kawałki (abstrahując od od muzyki Jacka Whitea).
Zgadzam się! Lubię jak reżyser dodaje coś od siebie, a nie odtwarza książkę dosłownie, zwłaszcza gdy jest to kolejna ekranizacja.
Dla mnie trailer całkiem niezły ,ale od 0:35 sekundy. Początku nie kupuję ,mam nadzieję że muzyki tego typu w filmie nie będzie wcale.
Aczkolwiek soundtrack Romeo i Julii wypadł całkiem dobrze mimo że był trochę nowoczesny. Ufam Luhrmannowi i liarr ,wierzę że będzie to dobry film wyreżyserowany w oryginalny ale i nieżenujący sposób.
i do tego głos Tobey Maguire w tle :] jak nie przepadam za takimi filmami to na ten chyba do kina sie wybiore :]
dokładnie "no church in the wild" moim zdaniem pasuje idealnie napięciem, tempem, kilmatem i tekstem. dalej już mi nie pasują te kawaki, ale może dlatego, że na co dzień nie słucham takiej muzyki.
Trailer jest utrzymany w stylistyce tego reżysera. Dużo kiczu, przejaskrawienia, migające kolory, szybka, współczesna muzyka, kamera z ADHD, fruwające tancerki itd. W "Moulin Rouge" nawet mi się to podobało, bo pasowało do konwencji luksusowego burdelu z kankanem (sceny musicalowe były świetne), ale tutaj jakoś mnie nie przekonuje. Szczególnie DiCaprio ze swoją cierpiętniczą miną odstaje od klimatu filmu. No i Carey Mulligan jako seryjna uwodzicielka - przepraszam, ale ta aktorka jest dla mnie zupełnie nijaka, bezbarwna i beż życia. Snuje się po ekranie jak cień, ten jej niemrawy głosik jest raczej usypiający niż seksowny.
A sam trailer pod względem wizualnym bez zarzutu, jednak brakuje w nim treści. Nie wiadomo w sumie, o czym tak naprawdę ma być ten film. Ja np. nie oglądałam Gatsby'ego z Redfordem i nie znam fabuły, więc zwiastun powinien mnie jakoś zachęcić, wprowadzić w akcję, tymczasem otrzymałam tylko zlepek ruchliwych scenek, trochę muzyki, parę urwanych dialogów i smętnych spojrzeń. Co twórca chciał przez to powiedzieć? O czym będzie film? Trailer jest atrakcyjny wizualnie, ale praktycznie bez żadnego spójnego przekazu.
Wielki Gatsby to w tej chwili już klasyka literatury, amerykańska młodzież czyta to w szkołach, tak jak my czytamy Sienkiewicza, czy Żeromskiego. Nie zamierzam książki oceniać - de gustibus et coloribus non est disputandum, ale 'wielkości' odmówić jej nie można, chociażby przez fakt, ze po tylu latach od jej powstania wciąż się ją ekranizuje i omawia w szkołach. Film i trailer są - mimo wszystko - przygotowywane pod rynek amerykański, stąd prawdopodobnie założenie, że treści nie trzeba tłumaczyć potencjalnemu widzowi, bo każdy średnio wykształcony Amerykanin treść zna. Podejrzewam, że kiedy pojawi się trailer przygotowany przez polskiego dystrybutora, będzie skonstruowany zupełnie inaczej.
A jeśli chodzi o muzykę, przyjęcie etc. Mamy tendencje do widzenia ludzi z "dawnych czasów" jako grzecznych, nudnych, porządnych. Ciężko wyobrazić sobie, że ludzie pokolenia naszych dziadków, czy pradziadków (z naszymi krewnymi włącznie) brali udział, czy urządzali wielkie imprezy, babcie też upijały się do nieprzytomności, a dziadkowie podrywali panienki, czasem na słabe i bezczelne teksty. Myślę, że wprowadzenie nowoczesnej muzyki jest zabiegiem, który ma uświadomić młodemu (pewnie nastoletniemu) widzowi, że tamte czasy pomimo swoich ograniczeń, nie różniły się tak bardzo od dzisiejszych. W ten sposób - paradoksalnie - dla takiej młodej osoby film nabiera autentyczności.
"Film i trailer są - mimo wszystko - przygotowywane pod rynek amerykański, stąd prawdopodobnie założenie, że treści nie trzeba tłumaczyć potencjalnemu widzowi, bo każdy średnio wykształcony Amerykanin treść zna."
Tak, masz rację. Właściwie sama tak pomyślałam, ale przyzwyczajona do innych konwencji trailera, zawarty w nim chaos narracyjny, a właściwie brak narracji, wydał mi się wadą. Faktycznie, dla przeciętnego Amerykanina hasło "Wielki Gatsby" powinno być dosyć czytelne.
"Myślę, że wprowadzenie nowoczesnej muzyki jest zabiegiem, który ma uświadomić młodemu (pewnie nastoletniemu) widzowi, że tamte czasy pomimo swoich ograniczeń, nie różniły się tak bardzo od dzisiejszych."
Wiesz, to, że się nie różniły można pokazać również w nie tak nachalny, efekciarski sposób. Jeśli chodzi o filmy kostiumowe, lubię realizm dopracowany w najmniejszych szczegółach, bo pozwala mi zatopić się w realiach historycznych i wręcz zapomnieć, że oglądana przeze mnie opowieść jest odgrywana przez współczesnych aktorów. Na tym właśnie polega wg mnie magia kina, że potrafi przenieść Cię w inny świat. Gdy widzę na ekranie realia lat 20., a w tle leci mi współczesne "umcy umcy", dysonans jest zbyt wielki i cała magia pryska. Zamiast filmu mamy videoklip.
Ale to są tylko moje gusta, jak już mówiłam, ten reżyser ma określony styl, który albo się lubi, albo nie. I podejrzewam, że nawet nie chęć przybliżenia młodym widzom dawnych czasów skłoniła twórcę do sięgnięcia po takie akurat środki artystycznego wyrazu, tylko po prostu jego osobiste preferencje w kwestii filmowej estetyki.
Krew mnie zalewa jak czytam, bądź słyszę,że Luhrmann to, czy tamto zrobił w efekciarski sposób - u Luhrmanna nie ma efekciarstwa i popisów dla samych popisów,bo to zupełnie nie leży w jego naturze. Luhrmanna się albo czuje, albo nie. To nie jest propozycja dla wszystkich, ludzie wyrafinowani będą zachwyceni, reszta niekoniecznie.Nie trawisz- nie zbliżaj się do kina dla własnego zdrowia. Z tego co widziałam na zwiastunie realia epoki oddane są świetnie, ale zawsze można zadowolić się co najmniej dwiema poprzednimi adaptacjami, z 1974 i 2000 roku, tylko wtedy dopiero zaczniecie narzekać na niezgodność z czasem w którym rozgrywa się akcja. Mia Farrow w kapeluszu z kosmosu i minami również nie z tej ziemi, albo Mira Sorvino z bujnymi długimi lokami- sorry ale wątpię by jakakolwiek bogata niewiasta z początku lat 20-tych nie uległa modzie na krótką fryzurę wylansowaną przez Antoniego Cierplikowskiego. Nawet nie porównując kostiumów i scenografii Catherine Martin z wcześniejszymi adaptacjami "Wielkiego Gatsby'ego" można dojść do wniosku,że odwaliła kawał dobrej roboty, a jeżeli ktoś zechce porównać, to zachwytom nie będzie końca.
"To nie jest propozycja dla wszystkich, ludzie wyrafinowani będą zachwyceni, reszta niekoniecznie."
Nie pochlebiaj sobie zbytnio. Zachwyceni będą co najwyżej fani twórczości tego reżysera i miłośnicy kolorowych, rozedrganych ujęć, ale niekoniecznie ludzie o wyrafinowanym guście. Luhrmann nie tworzy znowu jakichś trudnych w odbiorze filmów, wprost przeciwnie, są typowo rozrywkowe, więc nazywanie jego fanów "wyrafinowanymi ludźmi" jest objawem megalomanii.
Wiedziałam,że jakaś życzliwa dusza raczy się przyczepić do tego zdania. Nie zrozumiałeś użytkowniku adonae co mam na myśli, więc nie wierzgaj zbyt mocno w swoim oburzeniu. Myślę,że trzeba mieć specyficzny zasób wrażliwości w sobie, by w pełni docenić, to co Luhrmann kręci, ale nie zrozumie tego nikt , kto jej nie ma i będzie twierdzić tak jak ty,że to tylko kolorowe obrazki, łatwe w odbiorze . Jak widać, nie dla wszystkich. Zapomniałam,że dla niektórych na filmwebie wyznacznikiem jakości filmu jest jego trudny odbiór.......
Wyznacznikiem jakości nie, ale wyrafinowania - tak.
I jedyne, co trzeba mieć, by w pełni docenić to, co kręci Luhrmann, to upodobanie do jego stylu, koniec kropka. Ktoś wrażliwy może mieć poczucie estetyki bliskie klasycyzmowi, ktoś wrażliwy może mieć poczucie piękna zbliżone do barokowego przepychu, ktoś inny do konserwatywnej elegancji itp. Wrażliwość jako cecha nie ma tu nic do rzeczy. Robisz błąd mówiąc, że ludzie doceniający Luhrmanna są jakoby bardziej wyrafinowani i wrażliwsi - otóż nie, mają po prostu zbliżone do niego poczucie estetyki. Podoba im się to, bo taki mają gust, ale mogą być przy tym zarówno tumanami, jak i wybitnie wrażliwymi, inteligentnymi osobami.
Mylisz się. Człowiek wrażliwy na piękno dostrzeże je pod każdą szerokością geograficzną i w każdym stylu.Ty widzisz u Luhrmanna kolorowe obrazki, ja dostrzegam poezję. Jestem fanką zarówno estetyki Luhrmanna jak i Sofii Coppoli i Xaviera Dolana , co nie znaczy,że nie zauważę i nie docenię elementów piękna u np. Bergmana czy Henekego. Człowiek bezduszny i tępy nie rozpozna piękna nawet gdyby kolejno stał przed freskami Michała Anioła, rzeźbą Berniniego czy obrazami Prerafaelitów, natomiast człowieka wrażliwego urzeknie i rokokowa rzeźba i rysunek Picassa, nawet wtedy gdyby był to psychofan estetyki Bauhausu.
Ale naprawdę nie musisz zasypywać mnie lawiną mądrze brzmiących nazwisk, bo to naprawdę nie robi na mnie wrażenia i nie dodaje Ci wiarygodności. A już na pewno nie stanowi merytorycznego argumentu w dyskusji.
Natomiast Twoje powoływanie się na klasyków sztuki, a tym samym zrównywanie autorytetu np. Michała Anioła czy Picassa z miałkim autorytecikiem współczesnego twórcy popularnych filmów, którego nazwisko, podejrzewam, zna mniej osób niż przereklamowanego Almodovara albo Tarantino, jest retorycznym chwytem poniżej pasa. A już najbardziej zadziwiająca jest stanowczość, z jaką uznajesz filmy Luhrmanna za przejawy obiektywnego piękna, które każdy wrażliwy człowiek ma obowiązek dostrzec. Nie wiem właściwie, jak rozumiesz piękno? Ładna scenografia? Ładne kostiumy? To jest teraz w każdym filmie. Mogę np. powiedzieć, że w "Moulin Rouge" podobała mi się scena tanga do "Roxanne" albo kostiumy Nicole Kidman, ale nie oznacza to, że wizja reżysera w całości do mnie przemówiła. Nie rozmawiamy tutaj o tym, czy film jest ładny czy brzydki w potocznym rozumieniu tego słowa, ale o tym, czy podoba nam się to,
w jaki sposób twórca rozumie, ujmuje piękno, czym ono dla niego jest, jak je widzi i czy ten właśnie sposób widzenia piękna do nas przemawia.
To jest oś naszego sporu, nie dyskusja ładne/nieładne. I nawet na przykładzie Twoich prarafaelitów mogę powiedzieć np., że "tak, to jest ładne, ale ten sposób ujęcia piękna nie jest mi bliski, bo wolę mroczną estetykę Caspara Davida Friedricha". Osobiście podziwiam i uznaję autorytet Picassa, jednak jego widzenie rzeczywistości też do mnie nie przemawia, nie gustuję w nim. Analogicznie w filmach Luhrmanna dostrzegam piękno scenografii i kostiumów, ale cały jego filmowy entourage, jego styl, jego krzykliwość są mi dalekie, choć rozumiem, że on właśnie tak definiuje piękno. Rozmawiamy tutaj o guście, który jest wartością oderwaną od jakichkolwiek kryteriów stopnia wrażliwości, możliwości intelektualnych danego człowieka czy jego zaplecza kulturowego. Powtarzam to od mojego pierwszego posta, że każdy ma swoje upodobania względem stylu i niestety musisz pogodzić się z tym, że wizja reżyserska Luhrmanna nie musi być doceniana przez wszystkich wrażliwych, inteligentnych, wyrafinowanych itd.
Mam nadzieję, że sprowadziłam naszą dyskusję na właściwe tory i tym razem lepiej mnie zrozumiesz.
Sama zaczęłaś nawiązując do konkretnych stylów w sztuce, więc nie obrażaj mnie proszę stwierdzeniem,że stosuję chwyty poniżej pasa. To był najprostszy w świecie przykład, celowo sięgnęłam po nazwiska znane, wręcz wyświechtane,żebyś nie zarzuciła mi przypadkiem mądrzenia się, niestety tak jak się spodziewałam stosujesz kolejne ataki. Rozmowa powinna się toczyć wokół filmu, a nie zbaczać na historię doktryn artystycznych, więc to czy bliższy mi Arystoteles czy Ruskin nie ma żadnego znaczenia. Myślę,że najzwyczajniej w świecie zabolało cię,że uznałam filmy Luhrmanna za propozycję idealną dla ludzi wyrafinowanych ( i takie moje święte prawo do własnego zdania, ty możesz mieć inne). Przykładowo- są większe szanse,że "Moulin Rouge!"zachwyci się i w pełni doceni student malarstwa, zakochany w Paryżu, wielbiciel twórczości Toulouse -Lautreca i meloman niż pan Rysio spod budki z piwem, który tez sobie lubi pooglądać filmy od czasu do czasu. Dostrzegasz różnicę? ( to naprawdę jaskrawa ilustracja) Myślę,że dalsza dyskusja nie ma sensu, bo wszystko sobie wyjaśniłyśmy.
Zanim włączę się do tej arcyciekawej dyskusji mam do Pani lilarr jedno pytanie - czy czytała Pani literacki pierwowzór tego filmu?
Przeczytaj książkę Fitzgeralda - i może wtedy napisz coś rozsądnego. Jak można ferować wyroki, nie znając nawet fabuły książki? Zdumiewające.
Aha, czyli prawo oceniania trailera do filmu mają tylko ci, którzy przeczytali książkę.
Zdumiewające.
Do freakingduffy i wszystkich marudzących na muzykę w filmie przesyłam link do artykułu, który powinien rozwiać wszelkie wątpliwości, co do sposobu pracy i rodzaju wrażliwości Baza Luhrmanna: http://www.teatry.art.pl/!prasa/didaskalia/47/muzykai.htm
Dla mnie Luhrmann to geniusz, jego filmy to ekstatyczna uczta dla ludzi, którzy trochę mocniej odbierają rzeczywistość.
a tak czekałam na ten film. Trailer mnie totalnie rozczarował. Film z Redfordem oglądałam w zeszłym roku po raz pierwszy, książki nie czytałam, więc zakończenie (perfidia kobiety) mną wstrząsnęło dość mocno. Stylistyka trailera jak z "Romea i Julii", ale tam sprawdziła się doskonale, wszak opowiadała o miłości nastolatków. Miałam nadzieję, że Baz podejdzie do tematu w klasyczny sposób, ta historia zasługuje właśnie na takie podejście. Wprawdzie "Australia" trochę rozczarowała, ale zdecydowanie niedopracowanym scenariuszem. Liczyłam na przedstawienie właśnie w taki sposób jak "Australi
dlaczego nie można edytować znowu? Wzięliby się za naprawę podstawowych błędów, a nie mobilną wersję.
cd Liczyłam na przedstawienie historii Gatsby'ego właśnie w taki sposób jak "Australię". Leo i Carey z urody są podobni do Roberta i Mii, choć młodsi i dlatego dobrze oglądałoby się taką wersję. A tutaj aż razi przedstawienie tamtych czasów za pomocą nowoczesności sprawia, że czuć fałsz. Tak jakby kosmici wylądowali w XV wieku - dobre dla bajek. "Moulin Rouge" wrzucone na siłę w lata 20-te. SZKODA.
Moim zdaniem Gatsby w podobnym wydaniu co "Australia" byłby potwornie nudny, jak sobie przypomnę te wszystkie rozwlekłe sceny, to aż mdli. Estetyka przejęta z "Romea i Julii" i "Moulin Rouge!" osobiście bardzo mi pasuje, wszak akcja rozgrywa się w szalonych latach 20-tych, sekwencja przyjęcia u Gatsby'ego z trailera świetnie oddaje klimat tamtych czasów. Właśnie czytam książkę i jestem bardzo ciekawa jak Luhrmann poprowadzi relację Daisy-Gatsby. Nie zgodzę się,że muzyka jest nieodpowiednia,"Love is Blindness" totalnie stapia się z uczuciami Gatsby'ego do Daisy. Myślę,że wybór konkretnych utworów, był bardzo przemyślany. Co do adaptacji Coppoli z lat 70-tych - za bardzo mnie rażą kiepskie kostiumy, scenografia też nie do końca dopracowana i przekomiczna gra Mii Farrow, żebym się miała zachwycać całością. Bardzo się cieszę,że u Luhrmanna Gatsby'ego gra Leo, wybór po prostu idealny. Mnie zwiastun oczarował, z przyjemnością czekam na cały film.
i to jest właśnie sztuka, zrobić dobry film w klasyczny sposób. Rozwlekłe sceny z Australii wynikały ze słabego scenariusza, a nie sposobu przedstawienia historii. Migotliwe światła, krzykliwa muzyka, nowoczesne baseny to pójście na łatwiznę.
Sztuką jest zrobienie dobrego filmu w ogóle. Australia miała mocno niespójny scenariusz i nawet cała ta "epickość" i klasyczny sposób ujęcia tematu jej nie pomogły. Wydaje mi się, że osąd jakoby Luhrmann poszedł na łatwiznę jest mocno krzywdzący, nie od dziś wiadomo przecież jakimi środkami wyrazu posługuje się najchętniej w swoich filmach, a epoka jazzu i środowisko ludzi bardzo zamożnych sportretowanych w filmie aż się prosi o ukazanie nadmiaru splendoru i szaleństwa. Wizualna strona filmu bardzo mi odpowiada, ciekawe jak wypadną wzajemne relacje głównych bohaterów i czy klimat powieści Fitzgeralda nie zniknie pod naporem autorskiej wizji Luhrmanna.
Czemu gra Mii Farrow wydała Ci się przekomiczna? Dla mnie ona była cudowna, kobieta, która ma pieniądze w oczach. Genialnie zagrałą wyobcowaną, perfidną, znudzoną życiem pustą lalkę, dla której ludzie są rozrywką, a życie - nieustającą zabawą.
A takie luźne kostiumy nosi, żeby ukryć ciążę:)
Może dlatego, że przeczytałam książkę, a gra Farrow jest parodią Daisy wykreowanej przez Fitzgeralda. I składa się na to kilka czynników, i mimika i gesty i intonacja głosu w wykonaniu Mii Farrow po prostu śmieszą, wybuchałam śmiechem w najmniej odpowiednich momentach, właściwie we wszystkich scenach z jej udziałem było coś komicznego. Jak dla mnie zagrała idiotkę bez piątej klepki, wręcz umysłowo chorą ( nie obrażając umysłowo chorych ),tymczasem Daisy była zwyczajną rozpieszczoną egoistką. Absolutnie nie dostrzegam w grze Farrow cech Daisy wymienionych przez ciebie. Co do kostiumów to skoro maczał w nich swoje paluszki szanowny projektant Ralph Lauren nic dziwnego,że są jakie są. Nigdy nie trawiłam jego babcinego stylu. Jakoś lata 70-te nigdy mi się nie kojarzyły z wybitnymi kostiumografami, i słusznie. O wiele ciekawsza wydaje mi się współczesna ekranizacja, Daisy w wykonaniu Mulligan sprawia wrażenie żywcem wyciągniętej z powieści - ale to tylko moje wrażenia, a te jak wiemy są subiektywne.
Cóż, ja też przeczytałam książkę - i jak dla mnie, to Mia była idealną Daisy. No, ale wrażenia są subiektywne, tu masz rację.
nie naleze do najmlodszych juz, niestety, aczkolwiek mi muzyka pasowała do temtu filmu. Jak dla mnie bardzo dobra kompozycja wciagajaca idealnie wypelniajace tlo. Pozatym wezcie pod uwage, ze do tego typu muzyki jest trudniej dopasowac sceny niz instumentalnej, czy tez lat 40
Muzyka jest genialna, wywołuje niesamowite wręcz skrajne emocje, uczucia. To właśnie muzyka mnie zachęca do obejrzenia tego filmu. Zastanawiam się jaka waszym zdaniem bardziej by pasowała niż ta od White'a.
zgadzam się wczoraj widziałam trailer przed Batmanem, i z powodu muzy Jacka white`a miałam gęsią skórkę :)
A mnie właśnie przyciągnęła muzyka. Jak tylko usłyszałam Jacka natychmiast wielki uśmiech pojawił mi się na twarzy. Jasne, że nie każdemu podoba się to samo, ale nie ma co panikować. To tylko zwiastun. Utwór pewnie nawet nie pojawi się w filmie.
Muzyka z trailera, piosenka Jacka White'a - jest genialna!
http://www.youtube.com/watch?v=6T-7S02-RJk
Małe sprostowanie. To nie jest jego piosenka tylko cover w jego wykonaniu. A co do samej piosenki to nawet fajne wykonanie ale ja zdecydowanie wole pierwowzór.