Są czarni. Czarni to półmózgi, bez perspektyw, bez pieniędzy, bez niczego. Bieda, smród, ogólnie bagno.
Biali są bogaci, piękni, cudowni, żyją dostatnie, są ułożeni, mądrzy, kulturalni...Ogółem, ludzie na poziomie.
Brzmi rasistowsko? Jak najbardziej.
Dalej. Historia się rozwija. Biedny chłopak trafia do bogatej rodziny. Osiąga sukces. Wszystko pod dyktando nieznośnych, hollywoodzkich schematów, których ten film ani przez sekundę nie próbuje łamać. Jest dobra mama, głupkowaty, ale dobroduszny tatuś, jeszcze bardziej głupkowata, ale kochająca siostrzyczka. Wszystko na swoim miejscu.
Naprawdę nie wiem, kto ten film mógł nakręcić, wpuścić do kin, a do tego jeszcze dać nominację. Przecież to stoi na poziomie telewizyjnych produkcji rodem z Disney Channel, tyle, że tutaj mamy Sandrę Bullock, jak zawsze sztuczną i plastikową no i odpowiedną otoczkę prasową.
Cukierkowate, naiwne, przesłodzone do granic możliwości, mdłe, nudne, miejscami nieskładne, chaotyczne, w dodatku pobrzmiewające rasistowskimi rytmami. To nie dla mnie.
1/10
Też się dziwię tej nominacji, choć 1/10 (a nawet 2/10) nigdy nie daje filmom jeśli idzie je jakoś oglądać i nie ma jakichś poważnych technicznych uchybień. Co nie zmienia faktu, że jest to słaby film, zwykła obyczajówka albo raczej kino familijne. Schematyczny i banalny do bólu a od nadmiaru lukru można doznać mdłości.
Wiem, że to historia oparta na faktach, ale fakty z życia można przecież specjalnie wyselekcjonować, uwypuklając jedne a pomijając drugie, żeby wyszła nam piękna hollywoodzka historia.
Biała rodzinka została zbyt bardzo widealizowana. Nawet jak Michael rozbija samochód a powierzony mu pod opiekę syn państwa Touhy omal nie przypłaca tego życiem - no problem, pełna wyrozumiałośc. To jemu poświęcają też najwięcej uwagi, są obecni nawet na treningach.
Michael został trochę przedstawiony jak taki piesek bardzo wdzięczny swojemu państwu za opiekę, który zrobi dla nich wszystko, będzie ich bronił. Sam jest bezwolny, pasywny.
Wszystkie postacie bardzo schematyczne. A już ten przemądzrzały, wszystkowiedzący braciszek bardzo mnie irytował.
No nareszcie! Już myślałem, że tylko ja jestem jakiś dziwny. Pokaz cukierkowych slajdów na którym ledwo wysiedziałem.
Warto jednak nadmienić, iż jest to poniekąd (na tyle, na ile Hollywood zwykle pozwala) film biograficzny, oparty na faktach. Nie usprawiedliwia to jednak "przesłodzenia", zgadzam się. Można było pójść bardziej w analizy psychologiczne lub "osłodzić" prawdziwą historię zamiast ją "dosładzać". Tylko po co, skoro takie kino familijne sprzedaje się dużo lepiej?
Smutne jest natomiast to, że film jest nominowany do Oscara z szansą na zdobycie tytułu najlepszego. Dosyć zadziwiająca jest też nominacja dla Sandry Bullock.
Akademia po ponad 60 latach wraca do starej formuły z dziesięcioma nominacjami za najlepszy film. Paradoksalnie robi to w roku, w którym tak naprawdę mogłaby wprowadzić dodatkowe ograniczenia. Słaby był to rok.
Wraca, by pięć filmów więcej mogło być reklamowanych hasłem "Nominacja od Oscara w kategorii Najlepszy Film". Kasa, kasa, kasa.
A już się bałem że tylko ja to widzę ;)
Ogólnie na początku ogląda się to trochę jak kino familijne/zaangażowane społecznie. Ale w pewnym momencie coś zaczyna nie grać. Wszyscy murzyni w tym filmie poza Michaelem są przedstawieni w negatywnym świetle:
- "koledzy" z getta
- matka Micheala
- Pani prawnik z NCAA
Film utrwala stereotypy odnośnie murzynów, którzy oczywiście mogą odnosić sukcesy ale głównie w sporcie.
Biali są dobrzy do porzygania... rodzina która go przygarnia nie ma wad. Nawet nastoletnia córka (o której myślałem że będzie buntowniczką), akceptuje Michaela z całym dobrodziejstwem inwentarza. Sandra Bullock gra świętą. Gdy zobaczyła syna w rozbitym samochodzie nie daje się ponieść emocją (każda osoba która znam zareagowała by inaczej). Należy do "National Rifle Association" i spotyka się na kółku modlitewnym z prokuratorem generalnym. Jednym słowem jest konserwatywną białą republikanką dobrą do szpiku kości która adoptuje biednego murzyna.
Rozumiem że w stanach są trudne czasy i trzeba dodać otuchy klasie średniej, ale czy należy to robić w ten sposób. W "prawdziwość" ukazanych postaci uwierzą chyba tylko widzowie poniżej 10 roku życia...
Jestem świeżo po obejrzeniu filmu i nie umiem znaleźć nic na jego obronę. Wszystko co powiedzieli przedmówcy to właściwie prawda. Może co do postaci trzecio i czwarto planowych (faktycznie wszyscy biali) nie używałbym tak mocnych określeń. Te postacie zostały ledwie zarysowane - prawdopodobnie aby oddać jakąś rolę tym, bądź co bądź, autentycznym osobom.
Ale muszę jeszcze coś dodać - wogóle nie rozumiem amerykanów. Ta scena przesłuchania - o co właściwie chodzi ? Jaki niby zarzut ? Nic nie pojmuję - że wybrał taką a nie inną szkołę ? W środowisku republikańskim które przekazuje imiona z pokolenia na pokolenie dodając sobie "juniory" i kolejne (rzymskie) cyferki do nazwiska - tradycja to rzecz święta. Nie ma dramaturgii (a materiał na to był), jest tylko cukier. I tak miało być od początku. Amerykanie prawdopodobnie nazwisko Ohr wymieniają jak w Polsce Boniek - i wszystko jasne. Ale nawet biorąc pod uwagę taką poprawkę nie rozumiem tego - jak taki film mógł zostać nominowany do najważniejszej (a na pewno najbardziej okrzyczanej) nagrody na świecie.
Wogóle nie rozumiem tegorocznych werdyktów - ale to temat na dłuższy wywód. Sandra Bullock niestety przeciętna (łudziłem się że zobaczę kreację godną Erin Brokovich), a przecież nie jestem złośliwy, lubię tą aktorkę, szanuję, naprawdę.
Film na "C-" .
Zgadzam SIĘ !! Najgorszy film nomonowany do Oskara Poprostu zmarnowany czas i nie wiem czym się tu zachwycać film jest naiwny ,nudny i bez wyrazu ja dałam 5/10 choć dałabym mniej ,ale 1 daje gdy filmu nie da się oglądać
A mi film się bardzo podobał. Może faktycznie trochę wyidealizowany, ale mam już dość oglądania filmów, które tylko dobijają człowieka. Warto oglądnąć od czasu do czasu coś, co pokazuje, że świat i ludzie wcale nie są tacy źli:)