Jedna z większych moich zaległości jeżeli chodzi o spaghetti w końcu nadrobiona. Choc przyznaję- zawiodłem się na tym westernie, mimo że jeśli spojrzec na twórców i obsadę to wszystko wskazywało sukces...
Wariacja na temat "The Big Gundown" i innych włoskich filmów, w których Cleef ściga niewinnego i sprytnego młodzieńca, a po drodze dowiadujemy się szczegółów sprawy w którą ten został wplątany. Alberto Dentice to jednak nie Tomas Milian, a Lee swoje lata już ma i wydaje się byc tłem całej opowieści, mimo że to przecież główny bohater. Scenariusz to jeden wielki ambaras, każdy ściga każdego, prędzej czy później wszyscy się pozabijają (nie spoileruję, uogólniam tylko :)). Na prawdę, bardzo mi się nie podobała sama fabuła- to jedna wielka zabawa w kotka i myszkę. Do tego pełna wtórnych wobec siebie scen (Cleef wciąż powtarza że zna mordercę, Dentice że jest niewinny i w zasadzie na tym opierają się ich dialogi).
Oczywiście jak przystało na spaghetti "głównego nurtu" jest tutaj sporo zalet, w postaci świetnych zdjęc i muzyki (która niestety czasem podporządkowuje sobie akcję). Nie narzekam także na pojedyncze, wymowne sceny takie jak odsłonięcie wozu ze zwłokami czy retrospekcja z zabójstwa Patriarchy. Duży plus za czarne charaktery- postaci 3 braci są pomysłowe, począwszy od wyglądu, na osobowości skończywszy.
Koniec końców "Grande duello" to jednak jedno z gorszych spaghetti jakie ostatnio jadłem. Wart uwagi fanów gatunku, ale zarezerwowany wyłącznie dla nich.