Kazachska superprodukcja historyczna, która miała ambicje opowiedzieć o narodzinach państwowości i tożsamości stepowego ludu w epoce wielkich przemian. Niestety, mimo imponujących zdjęć plenerowych i kostiumów, film rozczarowuje na wielu poziomach, od scenariusza, przez grę aktorską, aż po tempo narracji.
Już od pierwszych minut widać, że twórcy postawili na monumentalizm: wielkie bitwy, patetyczne dialogi i bohaterów o wyraźnie zarysowanych (choć bardzo uproszczonych) cechach. Problem w tym, że całość bardziej przypomina propagandowy fresk niż żywe, angażujące kino. Historia jest przegadana, pozbawiona dramaturgii, a emocjonalna oś filmu niemal nie istnieje.
Reżyser najwyraźniej chciał stworzyć epicką opowieść o jedności, honorze i duchowym przebudzeniu narodu, ale zrobił to w sposób toporny i przewidywalny. Postacie są płaskie, a ich motywacje, nieprzekonujące. Zamiast skomplikowanych relacji międzyludzkich, dostajemy zestaw przemówień i scen, które mają wywoływać podniosły nastrój, ale często wypadają sztucznie lub wręcz melodramatycznie.
Wizualnie film bywa efektowny, krajobrazy Wielkiego Stepu są pięknie sfilmowane, a scenografia i kostiumy prezentują się bogato. Jednak nawet najlepsze zdjęcia nie są w stanie uratować produkcji, która dramaturgicznie leży. Sceny bitew są chaotyczne, a montaż nie pomaga w utrzymaniu napięcia.
„Dawn of the Great Steppe” to film zrobiony z rozmachem, ale bez głębi. Zamiast przejmującej opowieści o przeszłości, dostajemy historyczną laurkę, która może robić wrażenie na lokalnym rynku, ale jako uniwersalne kino nie spełnia swojej roli. Pozostaje filmem, który miał potencjał, ale nie potrafił go wykorzystać , zarówno artystycznie, jak i narracyjnie.
Mówiąc wprost film jest długi, standardowy i najzwyczajniej momentami nudny. 4/10