George Brent może i był ponadprzeciętnie uzdolniony aktorsko, ale odniosłem wrażenie, że wprost koncertowo zepsuł ostatnie akordy tego dramatu. No bo trudno uwierzyć widzowi, że facet w obliczu dość szokującej prawdy jak gdyby nigdy nic, w mgnieniu oka, bez większego namysłu od razu wie co robić.
Jestem świadomy uproszczeń fabularnych, ale chyba można było to lepiej odegrać, a może inaczej nakręcić.
Tak swoją drogą to podobały mi się kreacje głównych bohaterek. Każda dwuznaczna moralnie. Niby wiadomo kto "wygrał", ale...niesmak pozostaje:)