I na tym stwierdzeniu niestety głębia filmu się kończy. Sama opowieść o zemście z elementami mitologi to jednak dla mnie trochę za mało. Było już takich parę.
Wyrafinowanej symboliki też tu raczej nie uświadczysz: kruk jako duch gościa o pseudonimie "Kruk" (serio?), lis jako symbol sprytu (no, błagam), zemsta jako droga do piekła (no dobra niech będzie).
Lekkie rozczarowanie. Chociaż z drugiej strony po the Lighthouse Eggers musiałby nakręcić niewiadomoco aby sprostać oczekiwaniom.
Mimo wszystko warstwa realizacyjna nie zawodzi, film można śmiało nazwać porządnym. Reżyser umie kreować klimat, oglądało mi się dość dobrze.
Nie mogę jednak tego powiedzieć o otaczającej mnie widowni.
Wyczekane tempo (no Eggers nie rzuca tutaj niesamowitymi scenami akcji na prawo i lewo) i Wierność epoce daleko przekraczająca standardy hollywoodzkie (ci co widzieli wiedzą o co chodzi) zdezorientowały zapewne moich sąsiadów na tyle że zaczęli ziewać i chichrać się nie tam gdzie potrzeba (hihi nie może się typ zdecydować, hehe jakieś wizje czy coś, no boki zrywać).
Z usłyszanych rozmów wynika że większość uważa film za kiepski, a bawiła się tylko na końcówce (tak, były flaki).
Kruki nie są symbolami "Kruka" tylko Odyna. Główny bohater czci Odyna, który wielokrotnie pomaga mu na jego drodze. Nawet w scenie gdy berserkerzy tańczą przy ognisku przed napaścią na wioskę słowiańską ich herszt ma na głowie ceremonialny hełm z rogami zakończonymi głowami kruków. Wzywa także Odyna do pomocy. Podobnie ten "czarownik" siedziący w jaskini na Islandii symbolizuje Odyna - ma na sobie kobiecą biżuterię a pod ręką ma głowę mądrego błazna (aluzja do głowy Mimira którą posiadał Odyn). Itp. itd
Film jest przepełniony symboliką z której sam wyłapałem jedynie część.
Duch jego ojca też mu pomaga. Co ciekawe w tej historii Odyn i ojciec niemal się zlewają i nie wiadomo gdzie zaczyna się drugi, a gdzie kończy pierwszy. Oboje wymagają tego samego. Jak teraz o tym pomyśle to jest to całkiem niegłupie rozwiązanie.
Ale mniejsza, rzuciłem to raczej jako nieistotny przykład, nie chciałem zaczynać rozbierania filmu na czynniki. Miałem na myśli że nie ma tutaj symboliki rodem z the Lighthouse gdzie głowimy się co też może oznaczać ta latarnia i widzimy co najmniej kilka ciekawych interpretacji. W Northmanie tego nie widzę.
Chociaż chętnie posłucham jeśli ktoś bardziej obeznany z tymi klimatami zechce się podzielić spostrzeżeniami. Jeśli na przykład zupa z psa ma jakieś powiązania z nordycką mitologią...
To raczej wygląda w ten sposób - jego ojciec jest wyznawcą Odyna a syn niejako dziedziczy to po nim. Odyn był jednym z paru bogów odpowiedzialnych m.in. za wojnę (obok Tyra i Thora, z tym że Tyr był starożytnym reliktem i w tamtych czasach nie miał już dużego znaczenia, Thor z kolei był bogiem prostych wojowników). Odyn był bogiem jarlów i ogólnie wodzów, odpowiadał za wojnę na "wyższym" poziomie. Poza tym był bogiem szalonym, błyskotliwym, niemoralnym i dość wszechstronnym. Towarzyszyły mu ciągle dwa kruki i te sytuacje w ktorych widzimy kruki to raczej jego interwencje.
Aurvandil jest władcą wojowniczym czczącym Odyna stąd też jego przydomek - Kruk Wojny. Tak jak wspominałem - odniesienia do Odyna pojawiają się podczas rutyału przed zdobyciem ruskiej wioski (herszt bandy odwołuje się do Odyna mając hełm z rogami w kształcie dwóch poświęconych mu kruków). Czarownik w jaskini również jest niczym Odyn w mitologii. Magią mogły zajmować się kobiety, mężczyzna parający się seidrem był dziwolągiem lub odszczepieńcem (stąd takim idiotyzmem jest serial "Wikingowie" i jakiś zdeformowany "Przedwieczny"). Odyn z kolei jako bóg szalony i niemoralny, do tego pożądający wiedzy poznał tajniki magii seidr przebierając się za kobietę co wierni mogli mu wybaczyć. Czarownik w scenie z jaskini miał na sobie kobiecą biżuterię a pod ręką miał głowę zamordowanego błazna tak samo jak Odyn mający zawsze w pobliżu głowę Mimira.
Zresztą w jednej scenie Odyn pojawia się gdy Amleth spada z belki na której jest uwięziony. Do Walhalli podwozi go Walkyria, która jak wiemy jest bezpośrednio związana z Odynem.
W niektórych scenach kruki = Odyn jest dość oczywiste, jednak nadal uważam że kruk jako tako nie symbolizuje WYŁĄCZNIE Odyna.
W głowie mam przede wszystkim moment zaraz po widzeniu wiedźmy, kiedy dzielą niewolników na lepszych i gorszych. Niedaleko Amleta przylatuje kruk (ważne: jeden) na co Amlet zwraca się bezpośrednio do ojca (nie pamiętam dokładnie co mówił, ale coś w stylu: dobrze, wkrótce cię pomszczę ojcze). Widzę to jako jego ducha mówiącemu mu "czas nadszedł, idź i zrób to"
A propos przypomniało mi się że film praktycznie zaczyna się od kruka lecącego w kierunku wioski. Zgadzało by się to z tymi 2 interpretacjami:
1) Ojciec wraca do osady i syna; kruk przylatuje z morza do osady
2) Odyn obserwuje losy zarówno ojca i Amleta . Może nawet jest to zwiastun boskiej interwencji, która już na samym początku wprawiła całą historię w ruch
3) To z kolei nasuwa mi nowy pomysł, gdzie kruki to też symbol przeznaczenia per se. „Tak oto Los puka do drzwi”
Mimo wszytko dziękuję za spostrzeżenia, szczególnie za tą głowę. Sam nie miałbym szans dojść do tego Mimira, bo zadawanie pytań do ściętej głowy uważałem za oczywiste nawiązanie do Hamleta.
"Northman" to jest po prostu nordycka saga w wersji filmowej, a sagi fabularnie były dość proste i schematyczne, jednocześnie zawierały zwyczaje i sposób myślenia niezrozumiałe dla nas.
Stąd w filmie zdarza się ten dziwny, poetycki sposób mówienia (chyba nawet jakieś kenningi były), przeznaczenie któremu nie można uciec, honor i potrzeba zemsty napędzające fabułę, dbałość o ród, oraz elementy magiczne, jak przepowiednie, wyimaginowana walka z draugrem/haugubim, miecz który wychodzi z pochwy tylko w odpowiednich momentach, rozmowa z głową Heimara, itp. Chyba jedynie wątek Gudrun jest odejściem od typowego schematu sagi.
Dlatego symbolika jest tutaj dosyć prosta,
chociaż i tak osoby nie znające dobrze mitologii i zwyczajów Normanów wielu rzeczy nie wyłapią, lub nie zrozumieją bo ten film zawiera mnóstwo detali, np. berserkerowie (właściwie ulfhednarowie) wprowadzający się w szał wokół starca w charakterystycznym hełmie to nawiązanie do płyty z Torslunda, oraz tzw. gotyckiego tańca, wspomnianego przez kronikę bizantyjska.
Film widziałem po raz drugi, wiedząc już dokładnie czego się spodziewać i przyjmując wszystko z dobrodziejstwem inwentarza.
Kilka przemyśleń które miałem:
- Mimo że nadal jest on ciężki pod względem tonu, to tym razem wydaje się niemal płynąć podczas oglądania
- Film ma sporo smaczków do zaobserwowania dla uważnego widza nawet nieobeznanego z tematami nordyckimi. Nie chcę zdradzać wszystkich swoich spostrzeżeń i psuć innym zabawę ale podam jeden przykład.
Na początku filmu w sposobie jak Gudrun patrzy na Fjolnira widać co czuje niemal na tacy. Heimir najwyraźniej to przejrzał i jego żart jest do tego wyraźną aluzją. Podenerwowany Fjolnir dość szybko załapuje o co chodzi i wpada w furię.
Jak na względnie rozsądnego wodza trochę dziwny miał stosunek do Heimira i zadawałem sobie pytanie czy niewinne żarty mogły go aż tak wkurzyć by potem usunąć błaznowi język, oczy, uszy i wreszcie głowę, ale teraz wszystko ładnie się układa.
A Heimir mógł wiedzieć znacznie więcej, bo podczas inicjacji Amletha każe mu przysiąc pomstę KONKRETNIE w przypadku śmierci Fjolnira.
Nie jestem pewien, ale wydaje mi się że słowa padające na tego typu rytuałach powinny odnosić się raczej do rzeczy ogólnych i np. wymagać pomsty po skrzywdzeniu rodziny, klanu etc. Tak samo jak zabrania mu badać sekrety kobiet, a nie np. tej jednej czarownicy.
- spotkałem się z paroma opiniami u niektórych że film jest strasznie pocięty przez studio, masę ważnych scen wywalono, inne ucięto w połowie, ogólnie fatalny montaż.
Powiem to co podejrzewałem po pierwszym seansie i teraz jestem już pewien -toż to BZDURA.
Tak NIE WYGLĄDA film źle zmontowany. Nie ma tu ani o scenę za mało, a każda kolejna ewidentnie wynika z poprzedniej zarówno pod względem logicznym jak i przejścia.
Może była jakaś pierwotna wersja którą studio kazało skrócić, jednak kompletnie tego nie widać. Montaż jest tu bez zarzutu.
- Pod względem tego co robi ze swoją epoką można powiedzieć że Wiking to taki brudny i "brzydki" Barry Lyndon w wersji mini, chociaż do wyczucia Kubricka jednak Eggersowi trochę brakuje.
o ile nadal uważam że "Ci wikingowie to mieli jednak przerąbane" idealnie podsumowuje ten film, tak teraz w moich oczach zdanie to urasta niemal do "they are all egual now" z Lyndona.
Także jeśli ktoś się zastanawia czy obejrzeć po raz drugi czy nie to ja odpowiadam: do kina marsz!
Ja do dzisiaj pluję sobie w brodę że nie widziałem dwa razy w kinie the Lighthouse, nie popełniajcie mojego błędu!
Z mniej optymistycznych akcentów - u mnie seanse już świecą pustkami. W dodatku przemyślenia tych paru osób obecnych po filmie brzmiały "Bez sensu"
Nie ma szans żeby zarobił. Pewnie studia zagonią Eggersa do jakiejś rzemieślniczej robocizny, albo utknie w skromniejszych scenariuszach z dwoma aktorami na krzyż.