Co legenda o smoku wawelskim.
Ilość bredni powoduje bunt szarych komórek dla każdego, kto posiada jakąkolwiek wiedzę o wikingach. Wytrzymałem 30 minut i jest to jedno z najbardziej straconych 30 minut w życiu. Nawet nie wiem, co w tych 30 minutach było największym debilizmem - wikingowie szczekający i wyjący jak psy, wojownik zagryzający innego, król dający przemowę naszpikowany strzałami i włóczniami z (to najlepsze) strzałą w krtani, król udowadniający beknięciem, że jest człowiekiem, a nie psem, poryp akolita stwierdzający, że chłeptanie językiem z miski na czworakach oznacza pożywianie się jak król, czy dzieciak odchodzący niezauważony z wioski, w której wszyscy mieszkańcy są szlachtowani, ubrany w narzuconą na siebie (uwaga) czerwoną pelerynę. No rzesz... a to jest tylko promil debilstwa tych pierwszych 30 minut.
Chore epatowanie skrajnym okrucieństwem nie mającym żadnego uzasadnienia ani w historii, ani fabule, ani w realizmie, którego jedynym celem jest żerowanie na najniższych instynktach.
Bardzo modne ostatnimi czasy pokazywanie wikingów, jak też innych z historii, jako psychopatów mordujących wszystkich naokoło bez żadnego sensu jest tu doprowadzone do szkodliwego absurdu (strzelanie z łodzi do dziecka łowiącego z ojcem bez żadnej przyczyny dla uciechy, czy palenie wszystkich dzieci w stodole bo tak).
Pisząc złośliwie, to przeciętne anime ma więcej realizmu w walkach niż ten produkt filmopodobny. Wiedźmin chwyta włócznię w locie i ją odrzuca na kilkadziesiąt metrów oczywiście trafiając w człowieka za murem, wspina się następnie po pionowym ogrodzeniu z pali przy użyciu topora, wreszcie nomen omen uchyla się przed strzałą, po drodze załatwiając wszystkich, choćby z kopa albo porażając ich blaskiem gołej klaty. Hitem jest scena, gdzie wojownik w zbroi i stalowym hełmie, który po skutecznym zasłonięciu się tarczą następnie ją upuszcza, żeby się dać zarżnąć ciulowi zapierniczającemu prawie na golasa, z gołym czerepem (włochy ochronią) i obowiązkowo gołą klatą.
Sfilmowanie walk jest na poziomie dzieciaków kręcących smartfonem na podwórku, ktorym dano wiadro czerwonej farby - w absolutnie każdym ujęciu widać markowane ciosy, które nawet nie zbliżają się do celu (montażysta nawet nie próbuje tego ukryć). Oczywiście żaden z wojów, którzy obrywają toporem od wiedżmaka na pierwszym planie nie ma śladu po uderzeniu, nie krwawi, natomiast on jest cały we krwi, bo krew na klacie jest cool.
Można by tak jeszcze długo, ale już mi się nie chce.