Całkiem sporo było ostatnio w kinie filmów dających dowody na to, że świat nie jest czarno-biały. Część z nich próbowało udowodnić jednak tezę, że jeśli już mielibyśmy stosować taki dychotomiczny podział, to rzeczywistość częściej skąpana jest w czerni, ewentualnie szarości, a biel pozostaje niewiele znaczącą rzadkością (ostatnio w tematach okołowojennych zdarzyło mi się przeczytać chociażby Królestwo Szczepana Twardocha, który zdaje się widzieć w ludziach właśnie taką czarną pustkę).
Dlatego też, w miarę pozytywna wymowa Wilkołaka, może okazać się dla współczesnego widza zaskakująca i odświeżająca. Ja przynajmniej nie spodziewałem się takiego zwieńczenia historii w nowoczesnym „posthorrorze”. W końcu, gatunek ten lubi wywracać wszystko do góry nogami (dzieje się tak nawet w świetnym, ale właśnie odwróconym Get out). W Wilkołaku, który porusza tematykę zła i przemocy, więcej jest natomiast klasycznej baśni grozy, szarości i bieli, niż czarnej post-opowieści.
I jest to wygrane kapitalnie, bo film nie jest w tym naiwny, czy też nieznośnie pozytywny. Jak w trakcie spotkania autorskiego wskazywał zresztą sam Reżyser, w ocalałych dzieciach, a w szczególności we Władku, prawdopodobnie na zawsze pozostanie jakiś okruch lub wspomnienie zła. Film jednocześnie DOSKONALE pokazuje, że choć żaden człowiek/zwierzę nie jest złe z natury, to jeśli już zarazi się złem (zostanie nim dotknięty, w nim "wychowany"), będzie rozprzestrzeniał je dalej.
Wilkołak nie próbuje więc zaczarowywać rzeczywistości, ale formuje widza pozytywnie, wskazując na wartość przebaczenia i dając nadzieję. Filmowa rzeczywistość nie jest dzięki temu, ani czarno-biała, ani nieznośnie czarna. Składa się raczej z bieli i odcieni szarości (co ciekawie wiąże się np. z bardziej jednoznacznym w prezentowaniu dobra i zła Bone Tomahawk, albo promującym pozytywne wartości Cichym Miejscem).
Nagroda ekumeniczna w Tallinie w stu procentach zasłużona! Wielkie brawa dla Pana Reżysera :D.
Odnośnie samej strony techniczno-fabularnej - Z początku można domyślić się, że film został zrobiony za niewielkie pieniądze.
Ale po parunastu minutach totalnie się o tym zapomina i zanurza w klimat i opowieść, która trzyma w napięciu przez 1.5 godziny. Sprzyjają temu doskonale wirtuozerskie zdjęcia i muzyka. Jest to po prostu inscenizacyjne arcydzieło (mgła, wnętrza pałacu, ujęcia z drona, slow motion, tętniąca muzyka - wszystko wygląda i brzmi olśniewająca i co ważne - zastosowanie tych zabiegów ma swoje uzasadnienie w historii).