Bardzo mi się podobał, zarówno film jako całość jaki i Kyle MacLachlan jako twardy, zdecydowany i cudownie męski zbawca świata.
Film jak i jego swoisty sequel widziałam już dawno - więc trochę myli mi się w którym co było- przypadł mi do gustu. No może poza sceną zabicia fotografa...to zdecydowanie nie było "fajne".
Nie wiem, pamięć już nie ta..., ale wydaje mi się żę klimat filmu jeśli chodzi o zdjęcia też zrobił na mnie wrażenie. Szczególnie sceny kręcone w drewnianej chacie. Pamiętam,że zapragnęłam gorąco znaleźć się wniej, taka była przytulna :)