Wszystko super pięknie... film super, gra aktorska b. dobra ale brakowało czegoś w tym filmie....
Zdecydowanie wart obejrzenia ale nie wiem czemu tyle nagród dostał.
Zgadzam się z Tobą... warto było pójść do kina, ale.....historia mną nie wstrząsnęła, Leto zasłużenie dostał Oskara, Matthew wkurzał mnie tym swoim kowbojskim sznytem, chociaż pewnie reżyser to miał w zamiarze. Film nie zapadł mi w pamięci, choć wczoraj byłam w kinie, za tydzień w ogóle już tego nie będę pamiętać.
Miałem podobne odczucia. Film nie jest zły, ale też nie jest genialny. Aktorstwo na wysokim poziomie, ale fabuła nie zachwyca.
W sumie coś w tym jest. Nawet Nebraska (też nominowany do Oscara) dłużej mi chodzi po głowie.
Choć ten film też uważam za dobry, to faktycznie ulatuje już z pamięci. Jared Leto mi tylko został, jeśli już.
Leto dał popis, wielkie brawa dla niego za tą role, gdzieś czytałam że na galę Oskarów chciał wystąpić w damskich łaszkach, ale podejrzewając skandal w ostatniej chwili się wycofał.
nagrod dostal duzo, ale sa to nagrody dla aktorow no i za charakteryzacje i jak dla mnie wszystko sie zgadza, a ze film nie jest jakos szczegolnie porywajacy to juz inna sprawa
Uważam, że na podobnym poziomie jest "American Hustle". Oba filmy dobre, ale nie wybitne. Na uwagę u obu zasługuje świetne aktorstwo. Muszę jeszcze zobaczyć "Wilka", "Zniewolonego" i "Nebraskę". Jestem ciekawa czy któryś z nich naprawdę się wybija na tle innych.
Widziałam "Ona",a raczej należałoby powiedzieć "On", bo dla mnie to był mondram jednego aktora, świetnego zresztą Phoenixa... Gdyby taką role miał zagrać np. taki Bradley Cooper to film byłby gniotem... Jones fajnie nakreślił socjologiczną wizję społeczeństwa zachodniego za kilka lat.... przepełnionego gadżetami i jednocześnie coraz bardziej porażonych atrofią uczuć i samotnością. Też oceniłam na 7 więc jest na mniej więcej tym samym poziomie co "AH" i "Witaj w klubie", tylko to kino bardziej kameralne, wyciszone....
porównanie do 'American Hustle' uważam, że jest trochę przesadzone, bo jednak 'Witaj w klubie' ma zawarty jakiś morał; coś, co ma w nas obudzić przeróżne emocje i wybrać z nich te najbardziej poruszające, te które w pewny sposób zmuszają do osobistej refleksji. "American Hustle' spłynął po mnie kompletnie, oprócz dobrej obsady, jest w nim niewiele elementów wartych uwagi.
Według mnie film się zaczął dłużyc gdzieś od 2/3 filmu. Chyba pomysły się im skończyły.
Pomysły im się skończyły, gdy zaczęli letargiczne odhaczać kolejne fakty z życia Woodroofa zamiast pogłębiać jego postać jak w pierwszej godzinie. Film działa, gdy wychodzi ponad suche fakty biograficzne i pozwala na jakąkolwiek emocjonalną więź. W drugiej połowie tego już niestety nie było. Już nie wspomnę o moralizującym monologu głównego bohatera na końcu - widz nie jest idiotą, potrafi sam wyciągnąć wnioski z tej historii.
Często gęsto w amerykańskich filmach przewija się jakiś motyw, który niczym biblijna przypowieść ma na końcu coś symbolizować i spajać się z przesłaniem filmu. W "Witaj w klubie" był to obraz matki Woodroofa, w "American Hustle" ta anegdota szefa Coopera o łowieniu ryb.... Dla mnie taki zabieg jest już trochę oklepany....
Było też parę zbliżeń, które miały jak krowa na rowie coś pokazywać np. dwukrotne ujęcie na kalendarz, no przecież ludzie nie maja sklerozy, jak kilka minut wcześniej lekarz o tym informuje... Było jeszcze parę takich ujęć, ale jakoś teraz nie mogę sobie ich przypomnieć :)
Mam bardzo podobne odczucia. Tym niemniej nagrody jakie dostał, czyli dla aktorów i za charakteryzację wydają się zasłużone.