„Witaj w klubie” po za genialnymi kreacjami McConaughey’a i Leto (Oscary w pełni zasłużone) nie wyróżnia się niczym od setki tego typu filmów o „życiu”. Autentyczna historia jakich w X muzie wiele, bohater i jego nastawienie do ludzi na wskroś ….dziwne, pod płaszczykiem pomagania sobie oraz innym chorym tak naprawdę zarabia grubą kasę i dopiero na „finiszu” życia staję się (wreszcie) altruistą, można rzec doktorem Judymem naszych czasów, próbując walcząc z systemem, będąc z góry skazanym na porażkę. U mnie zaledwie 5. na 10. Spodziewałem się emocji, wzruszeń, empatii na poziomie Mont Everestu, a dostałem zaledwie na wysokości McKinley’a.