Podczas seansu miałem nieodparte wrażenie, że główny trzon filmu przypomina "Listę Schindlera". Początkowa nienawiść do homoseksualistów w DBC i obojętność Schindlera wobec żydów, chęć zarobienia majątku w obu filmach, z biegiem fabuły zacieśnianie więzi i przyjaźni z początkowo nietolerowaną grupą w obu filmach i na koniec poświęcanie tego co na początku było priorytetem na rzecz ludzi, których kos nie obchodził bohaterów.
Oj pojechałeś :) Schindler raczej nie był żydem :) a Ron Woodroof chory na aids był.
Naprawdę nie widzę tu analogi, szczególnie że nie jest to film o rozwijającej się z nienawiści miłości do gejów, lecz o walce o życie, lecz o prawie wyboru, lecz o miłości do życia jakie by ono nie było, o cynizmie wielkich korporacji farmakologicznych i tak naprawdę niemocy prawa. A wszystko w kontekście bardzo bliskiej śmierci i braku czasu na to życie.
A to, że inni chorzy należeli akurat do grupy wykluczonych? Myślę, że to jest nieistotne dla przesłania filmu.
Każdy patrzy pod innym kontem, mi właśnie to przypominała historia w tym filmie pozdrawiam.