Ależ film. Jedno jest pewne-każdą kolejną produkcję Noe'go (oj daleko mu do biblijnego imiennika) będę niecierpliwie oczekiwał, mimo że do każdego jego filmu mam mniejsze lub większe zastrzeżenia.
Bardzo filmowy film: ocean kolorów, kamera wciąż w ruchu, nawet w scenach dialogów chybocze się lub wiruje, cały czas mamy podkład muzyczny. Ciekawa sprawa z montażem: ze sceny do sceny przechodzimy wraz z "duchem" bohatera który albo leci nad budynkami z punktu A do B albo wchodzi w źródło intensywnego światła i następnie wychodzi z podobnego w innym miejscu.
Co do fabuły to są to dzieje kilku osób związanych z obrotem narkotykami skupiające się na tragedii która ich dotyka pośrednio lub bez. O ile pierwsza połowa gdzie mamy sporo retrospekcji które uwielbiam była ciekawa, to już druga troszkę przynudzała. A końcowe 15 minut choć uzasadnione buddyjskimi wierzeniami o procesie reinkarnacji to już tylko erotyk na kilkanaście miłosnych par z love hotelu jak głosił na nim neon.
Tak czy siak to powalająca forma gra tutaj pierwsze skrzypce, mająca za zadanie dostarczyć nam filmowego tripa jako namiastki narkotycznych wizji.
7/10