„Wołyń” Smarzowskiego to film wybitny. Pomimo fatalnego montażu, chaotycznego scenariusza czy nierównej gry aktorskiej. Trudno jednak zwracać uwagę na pojedyncze mankamenty, gdy widz zostaje porażony monumentalnym i tak dotkliwie namacalnym obrazem okrucieństwa wojny.
W dobie wszechobecnej cenzury obyczajowej Facebook’a czy Youtube’a „Wołyń” jest niczym widły wbite wprost w trzewia poprawności politycznej Wielkiego Brata. Zmusza widza do cierpienia. Ogromną dawką przemocy gwałci jego przekonania o spokojnym świecie, w jakim szczęśliwie żyje od kilkudziesięciu lat. Jest jak bolesna i niepozbawiona skutków ubocznych szczepionka, której zadaniem jest uchronić przed prawdziwą chorobą wojny.
Film Smarzowskiego w pełni i dosłownie pokazuje, że wojna dotyka każdego bez wyjątku. Że śmierć, ból, strach, utrata bliskich i wegetacja oparta o najniższe instynkty przetrwania stają się codziennością, w której rozważania humanistów o człowieczeństwie, godności i poszanowaniu osoby brzmią niczym gorzka i pełna ironii bajka na dobranoc. Jak szanować bliźniego, gdy on z zakrwawioną siekierą w dłoni pochyla się nad skatowanym i poćwiartowanym właśnie ciałem dziecka czy ciężarnej kobiety? Nienawiść wzbudza nienawiść i żądzę odwetu. Dlatego dosłowność scen mordów ma w filmie Smarzowskiego ogromną siłę rażenia. Wbija widza w fotel i nie pozwala zachować dystansu. To już nie kino a rzeczywistość roku 1943.
Z okrucieństwa wojny każdy wychodzi martwy – nawet jeśli nie fizycznie to emocjonalnie. Ogromnej dawki cierpienia nie sposób w sobie pomieścić. Najpełniej ilustrują to ostatnie sekwencje filmu i towarzysząca im muzyka. To najpiękniejsza artystycznie scena „Wołynia”. Nie wierzę, by po obejrzeniu tego filmu ktokolwiek w pełni władz psychicznych pozostał obojętny. Film zmusza do refleksji, porusza najgłębsze struny człowieczeństwa. W moim odczuciu wzywa do sprzeciwu wobec wojny. Woła najgłośniej jak można „nigdy więcej”!
Niestety, po zakończeniu seansu już pierwsze słowa widza wstającego z fotela obok wyrwały mnie z tej pacyfistycznej zadumy: „Oby Ruskie się z nimi rozprawili!”. Czyżbym jednak to ja czegoś nie zrozumiał?