Dawno nie oglądałam tak pustego filmu! Jego przesłanie jest jasne: zabijanie Amerykanów i ich sprzymierzeńców jest karygodne, ale zabijanie ich wrogów to powód do dumy i chluby. I jeszcze te sceny przedstawiające bilans zabitych po stronie ZSRR! I jaka ma być niby w tym momencie reakcja widza?? Zachwyt??! Uproszczony wizerunek czarno - białego świata tak charakterystyczny dla propagandy w dzisiejszych czasach to anachronizm.
Zgoda, ale wg mnie film pokazuje, ze i oni czasem orientują sie, ze ta ich pomoc nie zawsze jest taka super, jak chcieliby pewnie myśleć... że czasami niesie ze sobą konsekwecje, których nikt nie przewidział, ze nie wystarczy wybić Sowietów, a potem zostawić zniszczony wojną kraj, który staje sie szybko pożywką dla fundamentalistów i innych nawiedzonych... Tak jak w tej bajce o chłopcu i mistrzu Zen - to co w danym momencie wydaje sie fajne, po pewnym czasie fajne może już nie być. Żeby była jasność, nie popieram polityki zagranicznej USA, ale w moim odczuciu film też jej ślepo nie pochwala. Pozdrawiam
to fakt, że nawiązywali do tego. Jednak odniosłem wrażenie, że już tak z musu, żeby sie nikt nie czepiał. Tym bardziej niesmacznie mi sie to oglądało przez pryzmat późniejszej agresji stanow a Afganistan, z jakichkolwiek przesłanek by ona nie wynikała.
Jak dla mnie film przeciętny i raczej banalny.
pzdr
Film na pewno nie jest zrobiony by pokazać jak to "wspaniała" Ameryka staje w obronie biednych arabów. Przecież na początku jest przedstawione skąpstwo amerykanów gdy łaskawie przeznaczają 5 mln $(czyli tyle co nic) na pomoc Afganistanowi i zaopatrują ich w przestarzałą, niepotrzebną im broń. Później uświadamiają sobie że znaleźli "czarnucha do brudnej roboty" i załatwiają lepszy sprzęt a gdy już afgańcy przestają im być potrzebni odwracają się od nich żałując drobnych na podstawowe potrzeby(przy budżecie 1mld $ przeznaczonym na wojnę). Zresztą w filmie jest powiedziane że Ameryka zostawia w potrzebie wcześniej wspartych ludzi więc to chyba nie jest proamerykańska propaganda, co?
film własnie pokazuje jak to ameryka pod pretekstem pomocy światu, pcha się siłą tam gdzie tylko mozna aby odnieść indywidualne cele (Irak jest idealnym przykładem). No bo co poszło w świat? Ratujemy biedne Afgańskie i bezbronne wioski przed wielkim komunistycznym agresorem zagrażającym światu. A kto go takim uczynił jak nie Ameryka? Kto dawał Stalinowi co tylko tamten chciał podczas II wojny światowej? Masz rację, że pod koniec ukazuje też drugą stronę medalu, ale do tego momentu zdążyłem się filmem zrazić z racji braku sympatii do tego narodu... Z resztą jak już pisałem dla mnie jest to ukazane z musu i nie wystarczyło dla odbudowania złego wrażenia.
pzdr
Jeśli "film własnie pokazuje jak to ameryka pod pretekstem pomocy światu, pcha się siłą tam gdzie tylko mozna aby odnieść indywidualne cele" to napewno nie jest proamerykański. Jest w tym trochę racji że Ameryka nie robi tego bezinteresownie ale jak dla mnie to "mniejsze zło". Bo chyba byś nie chciał żeby to Rosja wygrała zimną wojnę?! Może w Iraku nie jest idealnie ale zobacz jak załatwia sprawę Rosja w Czeczeni. Można sobie było poczytać jak to Rosyjscy żołnierze handlują ludzkimi organami, snajperzy dla zabawy strzelają do ludzi czy wo gule dokonywane są masowe ludobójstwa.
A za napisanie o tym ma się "wypadek". Modne teraz jest narzekanie na tą Amerykę(ja też ich nie kocham) ale jak by to Rosja czy Chiny były największym supermocarstwem to by dopiero było ŹLE.
Pozdrawiam
Trudno mówić, że fabuła banalna i pusta w przypadku filmu opartego na faktach. Myślę, że film należy traktować jako ironię wymierzoną przeciwko Stanom, co zresztą pisali już moi przedmówcy. Podawane liczby to były liczby podawane przez CNN, czy jakąś inną stację i to (chyba) miała być właśnie krytyka propagandy i mediów w USAch.
Poza główną osią akcji jest wiele bardzo ciekawych wątków pobocznych, ukazujących kulisy sprawowania rządów w tej ich "rajskiej krainie marzeń" (rola kobiet, sposób uzyskiwania funduszy w kongresie na różne cele, działanie CIA, itp.). Co prawda należy pewnie patrzeć na to z do połowy przynajmniej przymrużonym okiem, ale jakaś część prawdy na pewno w tym jest.
Tak, czy siak, działo się tam wiele i wcale fabuła nie była banalna. Banalnym czy pustym można co najwyżej określić niektóre zachowania/sytuacje przedstawione w filmie, ale na takie sytuacje właśnie ten film ma być moim zdaniem ironią. Pytanie tylko, ilu Amerykanów to zrozumie, skoro nawet nam też to nie zawsze się udaje, jak widać?
Faktem jest, ze Afganistan to nie była wojna na końcu świata, ale konflkit, który przyczynił się do końca ZSRR, komunizmu w Europie, piszę o tym Jagielski, Sikorski, piszą inni. W tej wojnie też wszyscy niezależnie od poglądów przyznawali rację USA, mudżahedinom, bo nie ma prostej korelacji do Talibów. Jest tu ironia, ale i coś więcejw, mamy pokazanie kongresmena, który nie jest ideałem, a nagle identyfikuje się z jakaś sprawą. Film jest chwalony przez Jagielskiego, on pokazuje dwa światy, które jakoś do siebie nieprzystają, ale czy świat potrzebuje Charliego Wilsona ? To jest sprawa otwarta.
Nie wiem czy zachwyt, ale chcemy, żeby on tą wojne wygrał...