Dlaczego, mając w drużynie Olivera Queena, nie zadzwonili po Barrego Alana, Cisco i Malcolma Merlina, nie mówiąc już o całej lidze asasynów? Albo czemu nie było tu "uwielbianej" przez widzów Arrowa Felicity. No bo skoro nad miastem miało być wielkie bum, to Oliver mógłby zadzwonić po naszą blondynę, którą w Arrow tak bardzo "kochamy", i by zrobiła co trzeba ze statkiem Kranga. A w razie czego to by jej tatulek przecież pomógł co nie? No o ile nie byłby zajęty kłótnią ze swoją byłą żoną, a mamą Felicity.
A jak odłamki budynków by spadały na ziemię, to przecież Barry by mógł zapierdzielać po ulicy żeby wszystkich uratować, a najlepiej, jakby się cofnął w czasie, żeby mu pomógł Harrison Wells z Ziemi-1, a jak nie, to za pomocą Cisco otworzyłby portal na Ziemię-2, żeby tamtejszy Wells mu pomógł. W najgorszym przypadku poleciałby na Ziemię-3 po Jay'a Garricka, bo co dwóch Flashy to nie jeden, prawda?
A w walce z Klanem Stopy pomógł by niewątpliwie kochający tatuś Thei, czyli Al Sa-Her, znany powszechnie jako Magik, który to nazywa się Malcolm Merlyn.
Tylko jego wiernie mu oddani lojaliści z Ligi Zabójców dali by radę z bandą Shredera. Nota bene Oliver Queen robiący karierę w NHl > Żółwie, bo Green Hockey Player, dawał sobie z nimi lepiej radę samemu, niż Żółwie w komplecie.
BTW Skoro Oliver próbował swoich sił w HNL, to gdzie się podział Barry? W NBA? FIFA? NFL? A może w Polskiej Lidze Szachowej?
A może jest jeszcze inne wyjaśnienie. Oliver Queen gra w hokeja, poniewaź Barry będąc na furii, zresetował uniwersum, i Żółwie Ninja ukazują uniwersum Arrowa, Flasha i Legend Jutra, po tym wymuszonym przez Barry'ego restarcie, kiedy to ostatecznie skopał tyłek Thawn'owi w przeszłości? I teraz oglądaliśmy na ekranie alternatywną wersję historii Olivera?