Wojownicze żółwie ninja: Wyjście z cienia

Teenage Mutant Ninja Turtles: Out of the Shadows
2016
5,8 24 tys. ocen
5,8 10 1 24162
3,5 12 krytyków
Wojownicze żółwie ninja: Wyjście z cienia
powrót do forum filmu Wojownicze żółwie ninja: Wyjście z cienia

No właśnie. Patrząc na komentarze do obu części i opinie, które wahały się od „zły, fatalny”, przez „nie tak źle, średnio”, do „świetna bajka, polecam”, stwierdziłam jedno – film mógłby się spodobać wielu ludziom, posiada jednak ten niewykorzystany potencjał.
Jedynka była krótka, wygląd samych… „pyszczków” żółwi nie zachwycał wielu fanów bajki z lat 90-tych, wręcz ich odstraszał, nie mam pojęcia na temat opinii widzów młodszych innych poza mną i moją młodszą siostrą, gdyż obie jesteśmy wielkimi fankami żółwi i mi się ich wygląd podobał. Nie zdziwiłabym się jednak, gdyby niektórzy młodsi widzowie czuli się zniechęceni, a nawet nieco wystraszeni wyglądem nastoletnich mutantów – w sumie nie mam pojęcia, czego niektórzy się spodziewali, przecież to mutanty. Przyznaję, obładowanie ich gadżetami, które nie spadały (np.: naszyjnik Mike’go, albo okulary Rapha), a czasami nawet się nie ruszały, było średnim pomysłem, ale ledwie przepaski na biodra i kilka ochraniaczy byłoby zbyt kreskówkowe. Z klanu Stopy zrobili bandę najemników, którym ciężko wycelować z pistoletu, a nawet z karabinu. Wątek więzi między braćmi i konfliktu jest pokazany, tak jak charaktery braci i w sumie tyle. Jest, ale po prostu narysowane grubą kredką, mało szczegółów, po prostu jest, nierozwinięte, ale ważne, że jest. Mimo wszystko jednak Shredder wygląda jak na czarny charakter przystało – mrocznie – nawet ta jego zbroja – choć zbyt mechaniczna – podkreśla tą złowieszczą aurę. Fabuła prosta, ale jednak jest. I tyle mogę powiedzieć o tym filmie, nie było źle, dwa lata temu strasznie się nim podjarałam, ale teraz patrząc z perspektywy czasu, mogło być lepiej… i dłużej.
Mimo wszystko jednak, film wydaje się być przeznaczony zarówno dla dzieci i nastolatków,i odrobinę mroczniejszy niż jego druga część. Zacznijmy może od wizerunków postaci. W role Karai i Shreddera – jeśli się nie mylę – obsadzono zupełnie nowych aktorów, których twarze są zupełnie inne niż w części pierwszej. Klan Stopy to nagle nie banda najemników, a ninja. Wizerunek żółwi wreszcie przypomina nastolatków, a nie japońskich wojowników, choć charakterki ponownie nakreślone grubym markerem. Rocksteady i Bebob… w sumie czepię się po prostu tego, że byli, bo postacie te wydały mi się zbyt kreskówkowe i „łagodne”, choć pasowali do klimatu filmu, w którym tym razem naprawdę zabrakło swoistego „mroku” – przepraszam, ale te postacie, jak dla mnie, pasują tylko do kina dla dzieci. Niby bandziory, ale jakoś tego nie widziałam. Casey Jones, kiedyś symbol ludzkiej destrukcji zarówno na ulicy, jak i na lodzie, popapraniec jakich mało, dziś urodziwy policjant, myślący logicznie, aspirujący na stanowisko detektywa, którego hobby to hokej.
Relacje między postaciami April i naszego komendanta (czy na jakim stanowisku tam był), były właściwie nijakie. Jedyny moment, gdy mogłoby się między nimi coś dziać w sferze uczuciowej, to ta pierwsza, gdy ściąga maskę i ta pod koniec filmu. Wątek między braćmi, naprawdę dobry, ale znów nie rozwinięty. Chcą być ludźmi, przyznaję, brak sprawiedliwości w myśleniu Leonarda, tak, ale znowu: gdzie w tym wszystkim jakaś głębsza warstwa? Nie wiem, czy tylko ja tak mam, ale w obu filmach wątki wydawały mi się nakreślone jakby markerem, są, żeby być, żeby bohaterowie mieli jakiś problem, ale potem zupełnie nagle go rozwiązują, nagle myślenie się zmienia. Nagle zaczynają współpracować, nagle chcą być sobą i zrozumieli, że wolą być w kanałach, dalej pozostawać w mroku. Zupełnie nagle wszystko jest cacy.
Najbardziej jednak zabolała mnie postać Shreddera – zarówno design, jak i sposób myślenia i charakter postaci nie zrobiły na mnie wrażenia. Z włosami i wąsikiem, bez blizn, chwilami wydawało mi się, jakby miał kilka zbędnych kilogramów, podpasował mi bardziej na postać do kina dla dzieci. W dodatku nagle zebrało mu się na zaufanie do kosmicznego, zaplutego gluta, który chce zniszczyć Nowy York (po co tylko miasto? Jaki to ma sens? To już nie lepiej całą ziemię? I po co w ogóle? Gdzie tu logika?!) i dziwił się potem, że skończył jak skończył. W dodatku wysłał dwóch jełopów po ważną, kosmiczną technologię. Zamiast przebiegłego, bezwzględnego przestępcy na skalę światową, miałam wrażenie, jakbym oglądała po prostu postać „złego pana”.
Według mnie oba filmy mają niewykorzystany potencjał, zarówno w rozwinięciu bohaterów, w głębi fabularnej, jak i w klimacie filmu. No bo nie można zaprzeczyć, że wszystko to jest, ale tylko po to, żeby było, nakreślone na kartce grubym mazakiem. Według mnie, gdyby spróbować rozwinąć pewne wątki i nadać fabule większego sensu, a postaciom nieco więcej głębi i odrobiny mroku w myśleniu czarnych charakterów, ten film mógłby naprawdę sporo zarobić.
I teraz uwaga, to tylko moja opinia, którą tu wyraziłam, jeśli ktoś chce może coś dodać, może coś ująć, bo niezwykle ciekawi mnie wasza opinia na ten temat.