Znakomity film o tym, za co możemy być w życiu odpowiedzialni i na co nigdy nie będziemy mieli wpływu. Opowieść o fatalizmie rozegrana w najlepszym do tego miejscu na ziemi. Ostatnie dwadzieścia minut z pejzażami zapiera dech w piersiach i wchodzi mocno pod skórę. Islandzka Polonia, surowość Vestmannaeyjar poruszająca tym bardziej, że chodziło się tymi ulicami, ale przede wszystkim wynik ciekawości twórczej islandzkiego reżysera Polakami na wyspie, tu w zasadzie na wyspie jeszcze mniejszej. I dodatkowa melancholia, gdy wiadomo, że Árni Ásgeirsson nie dożył premiery tego filmu. Bardzo dobry.