Wbrew temu co wszyscy sądzą mi film się spodobał. Nie dość, że o zombie to jeszcze Pitta
obsadzili w głównej roli :) Jeden z niewielu filmów o zombie, w którym krew nie przelewa się
hektolitrami. To plus oczywiście - uwierzcie mi, że oglądając czwarty film o zombie podrząd można
się znudzić niektórymi rzeczami. Okej przyznaję, że serial the walking dead na swoich
drastycznych scenach zaplusował, jednak koncepcja wirusa przedstawiona w filmie według mnie
jest tak samo dobra :). I mogę spokojnie oglądać i spokojnie jeść :) Nie podobało mi się parę
rzeczy. Mianowicie - Mireille Enos w roli Karin Lane. Na początku mi się nie rzucała na oczy, ale w
końcowych scenach... nie, nie i jeszcze raz nie. Po prostu tam nie pasowała. A ten happy end mnie
po prostu rozprasował na małe atomy D: Kamuflaż z innej choroby? ;-; pfft. A ten doktor? Co to
miała być za śmierć? :c
Co do książki - podobno lepsza i z pewnością racja w tym jest. Chciałabym w końcu po nią sięgnąć
:>