Muszę Wam powiedzieć - dawno nie oglądałem tak dobrego filmu o tej tematyce. W zasadzie to nie licząc starych, pierwszych klasyków, do kategorii "zombie-rewelacja" zaliczyć można tylko dwa - pierwszą część Resident Evil i 28 dni później. No i teraz World War Z. Uwielbiam taką tematykę, ale to, czym karmili nas przez ostatnie lata reżyserzy wołało o pomstę do nieba.

Tymczasem World War Z jest naprawdę mocnym akcentem. Oczywiście, doliczyłem się paru nieścisłości ale nic mnie nie raziło w oczy na dłużej. Sceny w Izraelu, początek w Filadelfii...w zasadzie cały film to jest po prostu cudo.

No chyba że się inaczej na filmy patrzy. Jakiś czas temu na Nat Geo leciał dokument o tym co by było gdyby wścieklizna zaczęła się przenosić tak jak grypa. W przeciągu kilku lat homo sapiens przestałby istnieć. Teraz oglądam World War Z. Wszystko się zgadza poza jednym - zachowaniem rządu. W filmie bez skrupułów mówią głównemu bohaterowi, że pomagają mu tylko dlatego, że on będzie pomocny. Gdy tylko myślą, że zginął - skazali jego rodzinę na śmierć.

Myślę, że w przypadku prawdziwej, podobnej pandemii rządy zachowałyby się podobnie.