Witam, wczoraj miałem udany wieczór i o 2 postanowiłem obejrzeć sobie jakiś fajny film, a że planowałem
obejrzeć 'Enemy' od jakiegoś czasu to padło na niego. Byłem trochę upalony i niezbyt zrozumiałem przekaz, a
końcówkę to na pewno. Czy ktoś mógłby ładnie opowiedzieć skąd się wziął ten pająk na końcu? :P
W sensie: nie poznają prawdy o obrączce, że to ona ujawniła tożsamość aktora dziewczynie nauczyciela historii.
Ale właśnie dlaczego dziewczyna zauważa tę różnicę? Wcześniej nie widziała tego śladu czy co? Jak można nie wiedzieć, jak wygląda dłoń własnego chłopaka? Albo ja się gdzieś pogubiłam albo to nagłe zauważenie śladu po obrączce jest bardzo naciągane...
Ale ona przecież nie widzi śladu po obrączce u swojego chłopaka tylko u aktora, który podaje się za jej chłopaka, a ona nie wie, że doszło do jakiejś zamiany i dopiero po widoku obrączki się domyśla, że COŚ JEST NIE TAK. Bo ona jako jedyna z czworokąta nic nie wie - aż do tego momentu - o tym, że jej chłopak ma sobowtóra. :) I ta jej nagła wiedza staje się powodem późniejszej kłótni w samochodzie i wypadku, w którym ginie ona i aktor. :)
A jeśli pytasz dlaczego nie zauważyła WCZEŚNIEJ zamiany - to odpowiedź jest prosta: w trakcie seksu niekoniecznie ludzie patrzą sobie na dłonie. :P
Yyy no ja trochę inaczej zinterpretowałam ten film. Nie było żadnego sobowtóra. Główny bohater miał dwie osobowości. Zresztą, nieważne jak to interpretuję, i tak mi się to kupy nie trzyma :)
Jak pisałem niżej w powieści jest dwóch sobowtórów, a i w filmie takie rozwiązanie jest bardziej sensowne. :) Choćby z powodu tej obrączki. :)
Powieść mnie nie interesuje, ja oceniam i interpretuję film :)
Dwóch sobowtórów jest bardziej sensowne? No tak, bardzo prawdopodobne jest, że sobowtórzy mają dokładnie taką samą brodę (w końcu broda taka popularna jest :D) albo taką samą bliznę na klatce piersiowej. Mówię ci, jakkolwiek na to nie spojrzysz, film jest naciągany...
I źle robisz, bo film powstał jako adaptacja książki. :)
A że z tą brodą jest problem to się zgadzam. Bo to nie jest realistyczna opowieść. To adaptacja powieści Saramago. Podobnie, jak na przykład "Miasto ślepców". Prawdopodobieństwo epidemii ślepoty też jest znikome, a jeszcze mniej prawdopodobne jest, że jedna kobieta tę epidemię "przetrwa" bez szwanku. Więc oczywiście trzeba tę historię czytać na poziomie metafory, ale to nie znaczy, że proste jej sprowadzenie do poziomu opowieści o jednym rozdwojonym podmiocie jest zasadne. :)
Moim zdaniem film jest osobnym tworem i powinien być całkowicie "interpretowalny" również dla osób, które książki nie przeczytały :) Jeżeli do zrozumienia filmu potrzebne jest przeczytanie książki, to znaczy że film jest zły.
No ale jak mam tej historii nie czytać jako rozdwojenie osobowości, skoro wersja o sobowtórach ma więcej dziur niż ser, który dziś jadłam na śniadanie? :D Niestety, filmy, w których na każdą niedorzeczność odpowiada się argumentem "bo to metafora" nie są moimi ulubionymi :P Logika górą :)
Tyle, że świat nie zawsze jest logiczny. :)
I tak, jasne, że kino to osobne medium i film powinien się bronić w oderwaniu od książki, ale jednak książka stanowi jakieś jego źródło - i choćby nawet dla porównań warto ją znać. :)
A co do tego "sobowtóra" to oczywiście używam uproszczonego słowa. Saramago podkreśla, że aktor jest kimś więcej niż sobowtórem dla nauczyciela historii, ale jednocześnie - nie jest to nauczyciel historii. :P
To ostatnie zdanie akurat ma dla mnie największy sens, bo jeżeli bierzemy pod uwagę interpretację z sobowtórami, to musi być między nimi jakaś tajemnicza więź, skoro identycznie wyglądają/mieszkają blisko siebie/mają podobne dziewczyny/profesor skrycie marzył o zostaniu aktorem itp.
Tak czy siak, nie mój typ kina. Dzięki za dyskusję ;)
Ale doprecyzuję: kimś więcej, co nie znaczy - bratem. Po prosty Innym "ja", ale osobnym. :)
Saramago lubi takie zagrania - np. w "Kamiennej tratwie" opowiada o tym, jak to Półwysep Iberyjski oderwał się od Europy i zaczął dryfować po Atlantyku w stronę Ameryk, żeby w ten sposób podyskutować o tym, czy Hiszpania i Portugalia są bliżej kulturowo Europy czy Ameryki Łacińskiej. :)
Lubię gościa, bo pisze świetnie, a jednocześnie z pomysłem. :P
Pająk się nie "wziął", pająk to zwid, jak mniemam, w końcu wcześniej było widać gigantycznego pająka nad Toronto, śniła się też jakaś kobieta z głową pająka głównemu bohaterowi.
Powiem tak: pająków nie ma w powieści, której ten film jest adaptacją. Różnic jest zresztą więcej. Poczynając od takich detali, jak ten, że główny bohater jest w powieści bardziej flegmatyczny, ospały, niezdecydowany, chce się rozstać ze swoją dziewczyną, ale nie wie, jak jej o tym powiedzieć. To nie on sugeruje gostkowi, żeby mu polecił jakiś film - tylko ten gostek mu go poleca (to moim zdaniem istotna zmiana, bo jednak mówi także sporo o zmianie charakteru filmowego wykładowcy [w książce: nauczyciela] historii). Mniej w filmie obsesji - główny bohater szybko trafia na tożsamość swojego "sobowtóra", podczas, gdy w książce spotykają się dopiero gdzieś po 150 stronach, w połowie powieści, po tym, jak bohater zdążył już się naoglądać z nim całej masy filmów na kasetach VHS, przewijał je w tę i w tamtą stronę, a potem uknuł cały skomplikowany spisek, żeby dotrzeć do jego adresu, uzyskać go od jego agencji - tutaj po prostu sobie włazi do agencji i dostaje kopertę! Tzn. wiem, że dziś jest google itp., ale książka nie jest taka stara, napisał ją Saramago w 2002 roku (!), więc też bez przesady - ten element obsesji jest istotny, a z filmu gdzieś znika. Nie ma w ogóle motywu "przebieranek". W powieści ani jeden ani drugi nie chce, żeby ktoś ich widział razem, ktoś ich ze sobą pomylił, obaj nie mają brody, więc jeden z nich ją zwykle zakłada itp. itd. Niby detale, ale trochę szkoda, że z nich zrezygnowano - w książce jest więcej jakiejś absurdalnej paranoi. :P
Cytat z "chaosem", który się pojawia na początku filmu funkcjonuje także jako motto książki: "Chaos jest jeszcze nieodgadnionym porządkiem", ale nie przypominam sobie, żeby było coś w książce o Heglu, Marksie itp. Bo czy w gruncie rzeczy w książce CHODZI o proste "powtórzenie"? Że najpierw tragedia, a potem farsa, czy coś tam, coś tam? Mam wątpliwości.
Finał jest intrygujący i w filmie, i w książce. Tyle, że te pająki (co chyba jest najbardziej wyraźne w scenie z pająkiem nad Toronto) IMO oznaczają PRZEDE wszystkim, że bohaterowie wpadli w jakąś sieć bez wyjścia. W pajęczynę. I tak bym też czytał tego pająka na końcu. Nie zjadł w końcu laski w ciąży :P, tylko symbolizuje uwięzienie bohatera w (nowej) tożsamości.
No i właśnie. Książka kończy się zupełnie inaczej. Jeśli ktoś nie chce wiedzieć, jak - to ostrzegam, że będzie teraz [POWIEŚCIOWY SPOILER]. Otóż: nauczyciel historii i żona aktora dowiadują się o wypadku, ale on nie ma co ze sobą zrobić, gdzie pójść, bo oficjalnie nie żyje (aktor miał w końcu jego papiery itp. itd.). Więc zostaje z tą żoną, zresztą ona sama mu to proponuje. :) Ale kiedy żona udaje się na pogrzeb aktora (niby jako widz, bo to niby pogrzeb nauczyciela historii) w ich domu dzwoni telefon. Nauczyciel (a teraz już niby aktor) odbiera go i słyszy głos mężczyzny, który mówi mu, że od dawna chciał się z nim skontaktować, bo chce mu powiedzieć, że - co zresztą słyszy - mają identyczne głosy i w ogóle są tacy sami. :) Wbrew pozorom nie jest to zakończenie "z kosmosu", bo już wcześniej, kiedy nauczyciel historii próbował zlokalizować aktora wydzwaniał po różnych ludziach, którzy zwali się tak, jak ten aktor i między innymi dodzwonił się do kogoś, kto mu powiedział, że już ktoś do niego dzwonił w identycznej sprawie. Można się domyślać, że ten dzwoniący na końcu to ten, który dzwonił kiedyś wcześniej do tamtego faceta. A przynajmniej może to być ten ktoś. Teraz ten ktoś chce się spotkać z naszym nauczycielem historii/aktorem - i nasz główny bohater umawia się z nim i ruszając na spotkanie bierze ze sobą pistolet. Koniec książki. :)
Oczywiście, że taki finał również można czytać jako historię kolejnego "powtórzenia", że rzeczywiście wszystko, co było znowu powraca itp. itd., ale to jedna z wielu możliwości. Powieść Saramago w żaden sposób nie doprecyzowuje, co się pod tym "podwojeniem" kryje. Na przykład w książce ważny jest motyw oryginału i kopii. Obaj bohaterowie roztrząsają w pewnym momencie, kto się urodził wcześniej, a kto później, a więc kto jest oryginałem, a kto kopią. Dyskutują o możliwym podobieństwie DNA, ale może i o totalnym "przypadku" swojej identyczności. Jak dla mnie powieść Saramago można czytać nawet jako książkę science-fiction o klonowaniu. :) Ale można i jako opowieść o zachwianiu tożsamości w chwili zetknięcia się z traumatycznym przeżyciem, "wyrzucającym" ze świata pewników. Dla nauczyciela historii taką traumą staje się zobaczenie własnego sobowtóra. Z tego ostatniego wytłumaczenia coś w filmie zostało, ale jednak niewiele, moim zdaniem, bo - jak już pisałem - za mało w nim obsesji. :P Z tego "biologicznego" wytłumaczenia nie zostało nic. Ostatecznie to film o powtarzalności (przede wszystkim). Czyli dość powierzchowny.
Niemniej klimacik ma. No i Gyllenhaal bardzo mi się podobał. :)
A, z tym "klonowaniem" to oczywiście też do pewnego stopnia, bo klonowanie nie tłumaczy na przykład tego, że obaj w każdym momencie swojego życia mają identyczne fryzury. :P Niemniej chodzi cały czas o kryzys tożsamości, wynikający z jej "podwojenia" (czy nawet "zwielokrotnienia" - zob. finał książki) i oczywiście trzeba czytać film i książkę na metaforycznym poziomie. :)
Dziękuję za te obszerne wyjaśnienia, przynajmniej nieco zrozumiałam o co chodziło w filmie :). Poszłam na niego wyłącznie ze względu na grającego tam Gyllenhaala i pod względem jego aktorstwa jak zwykle się nie zawiodłam, a niemożność ogarnięcia fabuły chyba można wytłumaczyć zasugerowaną przez Ciebie powierzchowną interpretację powieści, której niestety nie znałam przed seansem. Szkoda, bo film miał potencjał, który nie został w pełni wykorzystany.
Bardzo dziękuję za interpretację książki, której jeszcze nie czytałam, ale na której przeczytanie nabrałam jeszcze większej ochoty :) Niemniej jednak uważam, iż w świetle tego co piszesz, zamysł przekazu filmu nie ma nic wspólnego z sensem książki, która pozostała jedynie inspiracją, a nie podłożem. Aczkolwiek bardzo cenne i ciekawe spostrzeżenia :)
"Finał jest intrygujący i w filmie, i w książce. Tyle, że te pająki (co chyba jest najbardziej wyraźne w scenie z pająkiem nad Toronto) IMO oznaczają PRZEDE wszystkim, że bohaterowie wpadli w jakąś sieć bez wyjścia. W pajęczynę. I tak bym też czytał tego pająka na końcu. Nie zjadł w końcu laski w ciąży :P, tylko symbolizuje uwięzienie bohatera w (nowej) tożsamości."
Chyba postawię na te interpretację :)
btw. spoiler z książki całkiem fajny, bardziej widzi mi się takie rozwiązanie niż zaprezentowane w filmie.
czy przypadkiem nie doszukujecie się zbyt wiele w tym filmie? Dla mnie jest on o człowieku który ma rozdowojenie, na końcu staje się syntezą obu panów (heglowska koncepcja tezy, antytezy i syntezy) - nauczycielem w dobrym ciuchach.
Jedyne co mnie zastanawia to śmierć ciężarnej żony - to chyba ofiara zmagań i ostatecznego wyboru dokonanego przez głównego bohatera.
Bo taki wybór podjął bohater biorąc klucz od burdelła...a gimbazy polemizują zamiast się przygotowywać do szkoły , podrosną to zajarzą troszkę głębsze filmy ...pozdro
Tytuł Enemy
Glowny bohater jest nim sam dla siebie i otoczenia...nie ma tu dwoch bohaterow - mowil o tym
sam rezyser - jest to film o klopotach ze swiadomoscia bohatera...
Pajaki:
Symbolizuja one kobiety i problemy z nimi zwiazane:
W pierwszej scenie pojawia sie pajak ktorego teoretycznie tancerka z sex clubu chce lub moze
zdeptac - ten problem symbolizuje ciezarna zone glownego bohatera i jego odpowedzialnosc, w
klubie gogo ten problem nie istnieje, piekne tancerki go zadeptuja...
Wielki pajak kroczacy nad miastem symbolizuje jego matke- pozniej albo wczeniej jest cena z
matka...matka w pewnym sensie dominuje jakos nad synem zawsze w jego zyciu bedzie obecna
dominuja tak jak ten pajak nad miastem.
W jednej z ostatnich scen bohater wraca do domu do zony jest struty ze musial niby zerwac ze
swoim dawnym innym "ja", portier w windzie namawia go na sex klub - byl tam z nim poprzednio
ale bohater nie jest zainteresowany. W domu placze w jednej scenie zona mu mowi zeby zostal,
placz mezczyzny i ta cala scena symbolizuje jakies oczyszczenie i nowy poczatek. Nastepnego
dnia slyszymy w radio ze jego drugie ja "zginelo jakby w wypadku " i zaczyna sei nowy poczatek...
Jednak bohater otwiera list i widzi klucz do nazwijmy to sex klubu i mowi zone ze wieczorem
wychodzi. Zgodnie z jego wykladem na uczelni wszystko zaczyna sie od nowa. Wielki pajak i
przestraszony symbolizuje jego zone ciezarna i wielki problem ze musi znowu przez to wszystko
przechodzic.
Nie bez znaczenia jest tez fakt ze zona jest w 6 miesiacu ciazy a bohater rzucil aktorstwo 6 m-cy
temu , zapewne zerwal troche z tamtym zyciem ale caly czas kreca go romanse sex kluby. Matka
tez mu mowi w jednej ze scen(Adamowi) zeby nie bawil sie juz w aktorstwo bo ma dobra prace i
ladne mieszkanie.
W filmie jest masa szczegolow ktore mozna interpretowac i to na rozne sposoby...
ponizej podsylam link do filmiku niestety po angielsku gdzie autor tlumaczy co kazda scena
oznacza- wg niego oczywiscie